To ja też podzielę się moją historią. Maksio od małego wydawał mi się podejrzany, ale jak podrósł byłam już praktycznie pewna, że jest tylko jedno jajko, jedna wielka kula zamiast dwóch. Gdy umawiałam się z wetem na kastrację od razu mu powiedziałam, że najprawdopodobniej jedno jajko nie zeszło. Uprzedził mnie, że jeśli nie będzie drugiego na wylocie to będzie go trzeba ciąć jak kotkę i szukać.
Mialam nadzieję, że będzie blisko i nie będzie źle :] niestety, jak powiedział wet jajko już dalej być nie mogło, było na samym końcu jajowodu. Także Maksio oprócz jednego jajka wyciągniętego tradycyjnie ma dwa nacięcia jedno 6 a drugie 8 szwów.
Brzusio w dniu kastracji wyglądał tak:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid ... =3&theater Całe popołudnie przespał, ale już późnym wieczorem zaczął łazić, zataczał się troszkę, ale nawet próbował wskakiwać na łóżko, na co mu nie pozwalałam oczywiście.
Miał nie jeść do następnego rana, ale wylizywał puste miski rodzeństwa, to troszkę mu dałam
wrąbał aż mu się uszy częsły.
Oczywiście całej nocy nie spałam, bo bestia tak zmanipulowała kloszem, że dostał się do ranki i próbował wyrwać szwy, także czatowałam przy nim i pilnowałam, żeby tego nie robił.
Dziś minął drugi dzień od kastracji, jadł już normalnie, a popołudniu była już nawet kupa
. Na razie szwy wyglądają ładnie, pilnuję żeby nie grzebał, coraz mniej się nimi interesuje.
Dziś w nocy też będę czuwać :] jutro mam dostać większy klosz, także na następną noc będzie miał go założonego i w końcu pośpię
.
W każdym razie, mimo, że szukania było sporo, duże cięcia, dużo szwów, ale jajko udało się znaleźć, mimo że było najdalej jak tylko można, nie wiem dlaczego niektórzy weci mówią, że czasem nie da się znaleźć. Mój nic takiego nie mówił, mówił tylko że może być mocno pocięty jeśli będzie trzeba długo szukać, także podejrzewam, że po prostu trzeba znaleźć dobrego weta, który nie asekuruje się informowaniem, że czasem nie udaje się znaleźć, bo pewnie tak mówią, bo nie są pewni że oni potrafią znaleźć to jajko na 100% - należy znaleźć takiego weta, który wie, że na pewno znajdzie i jest pewien swoich zdolności i wiedzy :] wtedy operację wykona dobrze i kot nie będzie się męczył. Maksio zachowuje się jakby nic mu nie było, mimo tak dużych cięć, najchętniej biegałby i skakał cały czas, na co staram się mu nie pozwalać, ale nie zawsze zdążę dobiec i go powstrzymać przed susem :/ mam nadzieję, że te skoki które wykonał niespełna 24h po operacji mu nie zaszkodzą :/ ale on jest tak szybki i jest go wszędzie pełno jakby wogóle nie przechodził żadnej operacji :O .