Mój 8 miesięczny kocurek był na dziś umówiony na kastracje.
Przed zabiegiem został zbadany i wet nie wyczuła jąder.
Prawdopodobnie jest wnętrem,choć może też zdarzyć się,ze nie ma
jednego lub obu jąder.
Teoretycznie słyszałam o tym,choć sama się nie zetknęłam,
dla weta tez byłby to pierwszy taki kot w jej praktyce.
I co teraz?Informacje,które czytam w necie sa rózne.
Czy czekać jeszcze,bo jądra mogą zstapic?
Czy USG pomoże stwierdzic czy jądra w ogóle są?
Czy czekać jeszcze az zacznie znaczyć?
Czy taki zabieg jest trudny i jakie niesie ryzyko?
Czy ktoś miał takiego kota i z własnej praktyki moze coś powiedzieć?