1. z punktu widzenia osoby ADOPTUJĄCEJ kota:
Udało mi się dostać kota od osoby współpracującej z Canisem. Jak było?
a) piszę maila że szukam młodej (1-2l) kotki, raczej malych rozmiarow, zdrowej i w miare spokojnej, bo ma byc towarzyszka dla chorego kocura. Ze o okna dbam, ze oczywiscie wykastruje, ze w domu wet.
b) dostaje w odpowiedzi fotke migotki i info, ze ma ok rok, znaleziona na ulicy, "Jest mila, spokojna, i bardzo grzeczna" (znalazlam teraz tamten mail...)
c) telefon (na moj koszt) - 2 godziny rozmowy w BARDZO NIEUFNYM TONIE, choc od poczatku mowie ze wiem o oknach i zabezpiecze je, ze wet, ze kastracja, ze dobrze zarcie, ze mam opieke na wyjazdy, ze domownicy akceptuja pomysl itp. Ok, ale musze jeszcze zadzwonic do p. Skarbek, bo to od niej kotka.
d) telefon (na moj koszt j.w.) - znow 2 godziny rozmowy o tym samym, na szczescie juz milsze w tonie...
e) jedziemy po kota: w progu wita nas wychodzący kot. Koty do adopcji w jednym pomieszczeniu. Migotka na nasz widok zaczyna zwiewac. "To na pewno ona?" "tak, ja ja na zdjeciu troche podkolorowalam zeby byla ladniejsza". Inne koty podchodza, lasza sie - ona wczolguje sie pod szafki. "czy ona na pewno jest oswojona"? "tak, do mnie jest bardzo mila, tylko teraz sie tak wystraszyla". W koncu po dlugiej gonitwie udaje nam sie panicznie przerazone zwierze zapakowac do transportera.
f) wypuszczam kota w sypialni na lozko - od razu biegnei na oslep przez mieszkanie i demoluje mi kuchnie. Potem zaszywa sie za lozkiem.
g) przez nastepne 3 miesiace siedzi glownie za lozkiem...
Ta historia MA happy end. Kotka nie zostala zwrocona, oswoila sie, teraz jest wielkim pieszczochem. I jestem zadowolona, ze ja adoptowalam, choc - czuje sie (nadal jeszcze):
- potraktowana niemilo, nieufnie (choc przeciez JESTEM KURCZE dobrym domem)
- oszukana (podkolorowane zdjecie, "nie calkiem" oswojone zwierze)
2. Z punktu widzenia osoby wyadoptowującej kota:
a) Mam ZAWSZE mieszane uczucia co myśleć. Bo oczywiście marzę o najlepszych, cudownych, super-bezpiecznych domkach dla moich podopiecznych. Ale... Czekanie na TE domki spowoduje, ze mam zajety tymczas. W kolejce do tego tymczasu czeka setka kotów. Jeśli im nie pomogę - UMRĄ.
Może więc zamiast czekać na te domy na "6" (
jak dla mnie: w pełni wyedukowane, niewychodzące, zabezpieczone okna, kastracja, dobry wet, dobre zarcie, opieka na wakacje, mądra rodzina i dzieci itp.) dopuścić do głosu też domki na "5" (czyli np. jeszcze nie wyedukowane, ale podatne na edukację. z oknami bez siatek, ale z ogranicznikami + pilnowanie, karmiące puriną cat chow a nie rc (to oczywiście tylko przykład), albo wychodzące, ale z możliwie dobrze zabezpieczonym ogrodem i w bezpiecznym miejscu). A może też dopuścić domy na "4"? np. domy wychodze w bezpiecznym w miarę miejscu?
b) proporcje (w moim odczuciu, oczywiście każdy może mieć inne są mniej więcej takie: na 1 dom na 6 przypadają 2 domy na 5 i 3 na 4.
GDYBYM wyadoptowała np. 10 kotów do domków na 6, 20 do domków na 5, 30 do domków na 4 to ratuję 60 kotów. Tak - być może w domkach na 4 lub 5 COŚ się złego wydarzy. Ale chyba nie we wszystkich? Szacuję, że z tych 60 kotów ok. 40-50 będzie naprawdę szczęśliwych
c) do tego miejsca pewnie większość osób się zgodzi, dalej zaczynają się gorsze schody. A jeśli dopuszczę też domy na "3"? tych jest BARDZO dużo. na 1 dom na 6 przypadnie ich przynajmniej 20... Jakie to domy? np. wychodzące w średnio-bezpiecznej okolicy (np. male miasto, przy bocznej ulicy). albo karmiące whiskasem i podrobami. Wówczas do tamtych 60 kotów trzebaby doliczyć ok. 200 nastepnych. Ile z nich przezyje i bedzie sie miala niezle? nie wiem. Ale mysle, ze przynajmniej 1/4. a reszta - i tak przezyje dluzej niz w schronie lub na ulicy...
d) odrzucam w tych wyliczeniach z miejsca domy które: są wysoko i nie zamierzają zabezpieczyć okien bo "poprzedni kot nie spadl"; sa wychodzace tuz przy ruchliwej jezdni "bo ja mialem duzo kotow, ale samochody je stale rozjezdzaja"; chca kota
tylko jako zabawke dla dziecka; sa namawiane przez kogos do wziecia kota i nie sa pewne czy go chca (bo kuzyn mi mowi zeby wziac kota, ale ja nie wiem); obawiaja sie zniszczen i domagaja sie spokojnego kota, (bo ich poprzedni kot zaciagnal firanki to go oddali); sprzeciwiajace sie kastracji lub wrecz chcace rozmnozyc kota (mialam taki tel. niedawno w sprawie mrumru, mial byc reproduktorem
). i moze jeszcze jakies, o ktorych w tej chwii nie pomyslalam...
e) to wszystko jest piekna teoria dopoki mysli sie abstrakcyjnie, a nie o KONKRETNYM zwierzaku, ktorego sie uratowalo od smierci. Wtedy emocje mowia: jak to, mam oddac to zwierze, ktore karmilam z butelki i ktore spalo mi na szyi do takiego domku na 3?
f) i kropka...zawsze jest dylemat... ZWYKLE wygrywaja emocje. Ale jesli np. wiem o kocie, ktory inaczej trafi do schronu lub zostanie uspiony - daje takim domkom namiary na tego kota.
3. A sama rozmowa i adopcja?
a) tel lub mail - o jakiego kota chodzi, jakiego kota pani szuka. Czy wychodzacy ma byc czy nie?
b) jesli wychodzacy to jaka okolica? jesli nie - to czy a pan pomysl jak zabezpieczyc okna zeby okt nie wyskoczyl?
c) tu czesto ktos odpada (vide punkt 3d). jesli nie - zastanawiam sie czy mam kota spelniajacego warunki (uwzgledniam tu np. ew. wychodzenie, niektore koty wyobrazam sobie jako wychodzace, innych nie). wtedy opisa kota. moze byc?
d) co z kastracja?
e) czy wszyscy domownicy godza sie na kota i maja co zrobic z kotem na wakacje
f) wtedy o ile to mozliwe zapraszam do siebie - podczas odwiedzin czlowiek obserwuje kota, ja czlowieka:) rozmawiamy, w tym ja pokazuje sporo sztuczek i trikow, np. ze karmienie dorym zarciem jest tansze i zdrowsze od whiskasa. mowie gdzie mozna to tanio zamowic (net). rozmawiam i tlumacze, a nie PYTAM! tego kogos oceniam na podstawie reakcji na te informacje a nie wiedzy! Tu bardzo istotna jest ta intuicja, wyczucie, nastrój rozmowy.
g) opowiadam szczegolowo o kocie, zwlaszcza WSZYSTKO CO ZLE (np. choroby, ze moze skakac, gryzc itp).
h) jesli sie dogadujemy - ok. jesli ktos ma trasnporter - podpisujemy umowe.
4. UMOWA
Moja umowa jest wyraznie inna niz ta, ktora ja podpisywalam. sklada sie z 3 czesci + podpisow
a) dane adresowe obu stron (kompletne, z mailem)
b) dokladny opis kota (zwlaszcza "wad", "defektów")
c) oświadczenie osoby adoptującej kota (dostosowane do przypadku, kopiuję tu typowe dla kociaka:
Oświadczenie osoby biorącej kota do adopcji:
1. Oświadczam, że zapoznałam/-em się z informacjami o kocie
2. Zobowiązuję się do zapewnienia zwierzęciu troskliwej opieki do końca jego życia, regularnego kontrolowania jego zdrowia oraz regularnego odrobaczania i szczepienia.
3. Zobowiązuję się do zabezpieczenia okien i balkonu tak, by kot nie mógł ulec wypadkowi.
4. Zobowiązuję się do kastracji zwierzaka.
5. Jeśli nie zaprzyjaźnię się ze zwierzakiem czy też będzie jakikolwiek inny powód, że nie będę chciał adoptowanego przeze mnie zwierzęcia, zwrócę je osobie, od której je adoptowałem/-am.
Czym się to różni od tych czesto przeze mnie widywanych?
- nie ma żadnej ankiety (przecież już o to pytałam!)
- jest dokładny opis kota (tego nauczyłam się na błędach; np. dałam kociaka w jedną garść, a w drugą antybiotyk z instrukcją podawania - a potem byłam publicznie oskarżana, że dałam chorego kota choć mówiłam, że jest zdrowy. Więc jeśli daję kota wymagającego doleczenia (często w nowym domku takie doleczenie idzie znacznie sprawniej niż u mnie, gdzie jest stadko kotów i notoryczny brak czasu...) - opisuję to w umowie i żądam podpisania (w oświadczeniu), że człowiek to wie.
6.
Do tej pory miałam o ile pamietam 1 zwrot z adopcji (bo pani wziela pieska i ten pieske goni kotke) i 2 awantury niezakończone zwrotem (bo mowilam ze kotek ma koci katar, a on ma okropnego nieuleczalnego herpeswirusa i jego leczenie bedzie kosztowac 420 pln...)
uffff dlugi post:)
ale jeszcze dodam post scriptum dla tych, którzy od domku wymagają przedstawiania się, kultury, dobrego języka itp.
a nawet dwa ps:)
PS. 1. Telefon: "prosze pani, bo kolega chce kotka". odruch - walnac sluchawka. ale opanowalam sie, pytam, czy kolega nie moglby sam sie skontaktowac ze mna. "No nie, bo kolega jest gluchy". No tak. Pracowałam 4 lata z głuchymi i WIEM, że:
- większość z nich nie potrafi pisać prawidłowo po polsku
- są wspaniałymi i odpowiedzialnymi ludźmi, mają tylko kłopoty z komunikacją z innymi.
(kota nie dałam, bo akurat nie miałam takiego o jakiego chodziło, a dyskusja czy pasowałby inny była mocno utrudniona wskutek małego rozgarnięcia pośrednika - niestety sprawa okazała sie dla niego nie do przeskoczenia...)
PS. 2. Zostałam uprzedzona, że zadzwoni fajny domek, tylko pan "tak dziwnie mówi". blady świt. Telefon: "bo ja kota szukam. malego. moge obejrzec tego ze zdjecia"? ton glosu straszliwy, kompletnie nie budzacy zaufania. Wiedziałam już co to za dom, więc rozmowa krótka. "to ja bede go obejrzec za pol godziny". Przychodzi. Wychodze na klatke otworzyc mu krate - no normalnie dres z brzeskiej! az mnie zatchnelo, ale nie bylam sama (forumowiczka u mnie byla), otworzylam. po 5 minutach rozmowy facet sie rozkleil. I niech ja na tym forum znajde 10 osob, ktore z taką miłością opowiadałyby o swoich kotach!!!!
(kota nie wziął, nie poczuł chemii, szukał OCZU takich jak oczy tamtej... pokazałam mu w necie innego kociaka. drgnął. wziąl telefon. poszedł. ja natychmiast uprzedziłam tamten domek, że zadzwoni taki dziwny facet a la dres z brzeskiej i zeby sie nie uprzedzac. to byly TE oczy. kociak ma cudowny domek).