U nas znów pod górkę.
Na początku lutego zdiagnozowano u Dantusia padaczkę
. Prześwietliliśmy kotecka wzdłuż i wszerz, oprócz rezonansu zrobiliśmy wszystkie badania chyba jakie się dało. Ostateczna diagnoza - padaczka spowodowana na 99% guzem w mózgu.
Udało nam się na początku ustabilizować luminalem i keprą. Było już naprawdę dobrze i miesiąc temu, ni stąd ni z owąd, znów dostał "ataków".
Tym razem było gorzej, przeleżał w Multivecie tydzień pod prochami uspokajającymi, stracił wzrok na ten czas i był już taki czas że się z nim żegnaliśmy...
Na szczęście po podaniu leków przeciwko obrzękowi mózgu, uspokajaczy, podwojenia dawek luminalu dziennie po tygodniu spędzenia w izolacji ( trzeba było go tydzień trzymać w osobnym pokoju bo agresja była potworna) Dantuś znów wrócił "do siebie".
Teraz bierze 4 tabletki dziennie, musi mieć względny spokój. Obserwujemy go uważnie, bo rozpoznając symptomy jesteśmy w stanie zapobiec atakom.
Niestety Dante po każdej takiej serii ataków staje się, raz po raz, innym kotem. Jakby jego osobowość gubiła poszczególne kawałki...
Ciężko się na to patrzy...
Cóż odpukać teraz jest dobrze, z Radkiem też dobrze.
Napisane w sumie tylko dlatego, że ciężko na duchu...