MAM PIERWSZE DŁUGOWŁOSE NA TYMCZASIE!!
Czy leci z nami Aamms???



Zaczęło się jak zwykle od telefonu. Pani zastała na swoim podwórku - ewidentnie porzucone i wymagające ratunku. Zmobilizowałam panią do przetrzymania kota przez kilka godzin u siebie [mimo protestów jej osobistego kocura i zagrożenia życia żółwia - nie ma to jak tekst: "jak pani chce naprawdę ratować tego kota, to proszę go wziąć, bo teraz, w tej chwili absolutnie nie mogę po niego przyjechać"

Kiedy ja zobaczyłam wiedziałam już, że od dawna nikt się nią nie zajmował - to szylkretka, pers `nowego typu` tzn. bez nosa, potwornie skołtuniona, zasmarkana, z tak zapyziałymi oczami, że ledwie je uchyla.
Znając forumowe opowieści o wściekłych persach, byłam przygotowana na rozwiązania siłowe. I kompletne zaskoczenie - kota dała się zapakować w nosiłkę, w której następnie wysiedziała cztery godziny w poczekalni u Doc.
Nadstawiała bródkę do głaskania, ale nie mruczała.
Wnioski z oględzin:
- caliciwiroza
- zapalenie oskrzeli+katar+ostre zapalenie spojówek [czy kanały łzowe są drożne będziemy sprawdzać później]
- stada pcheł obojga rodzajów [i nie chodzi mi o płeć]
- waga - 2,60kg
- brak połowy uzębienia, w tym lewego górnego kła, przez co trudno ocenić wiek, ale Doc mówił, że 8 - 10 lat.
- żołądek, jelita - puste.
Kota nie chce jeść. Ale troszkę popiła kociego mleka.
Na koniec najlepsze. Posiedziałam z nią w łazience i z głupia frant zaczęłam ją czesać. Delikatnie, tylko po główce, tam gdzie Doc wyciął troszkę kołtunów. A ona... zaczęła mruczeć....

