Duńka
jest u mnie jakoś chyba od połowy października zeszłego roku, złapana (do klatki-łapki) jako ok. 2,5-miesięczny kociak, totalnie dziki. miałam wtedy akurat w domu trójkę maluchów Plamci (myślałam zresztą na początku, że Dunia jest czwartym z nich, bo koczowała w tym samym miejscu - ale nie. do dziś nie wiem, skąd tam się wzięła sama jedna i bez matki
), które oswoiły się błyskawicznie - a ona nie, choć poświęcałam na to znacznie więcej czasu... mała Dunia dawała się jeszcze od biedy złapać i potrzymać na rękach: oczywiście trzęsła się wtedy jak galareta, ale jakoś to było. teraz nie ma mowy nawet o najlżejszym jej dotknięciu, ponieważ na wyciągniętą rękę reaguje paniką i ucieczką. można ewentualnie popatrzeć jej w oczy, wytrzeszcza je wtedy niemiłosiernie i robi minę wypłosza
łapanie Duni do weta to koszmar, trzeba mieć na to co najmniej jakieś 40 minut + grube rękawice, duży ręcznik, transporter i... i jeszcze trochę czasu w zanadrzu na sprzątanie, bo przerażona Duńka w biegu potrafi się zsiusiać i skupić
najpierw trzeba pościgać tę zwinną odrobinkę po całym mieszkaniu, złapanie wchodzi w grę dopiero wtedy, kiedy się zmęczy i legnie gdzieś z wywieszonym jęzorem
oczywiście wtedy też na widok ręki podrywa się i zwiewa, ale robi to w nieco mniej astralnym tempie i istnieje szansa zapędzenia jej np. do otwartej na oścież szafki 'śmietnikowej' albo do łazienki. wtedy trzeba włożyć rękawice i osaczyć Dunię w jakimś kącie, po czym za pomocą ręcznika błyskawicznie przenieść prychającego i wierzgającego kota do transportera
w lecznicy cała drży, ale jest grzeczna...
prawie nikt z gości nie widział Duni w całości, ewentualnie jedynie sterczące spod sufitu (wskakuje na kuchenne szafki) czarne uszy i białe rzęsy
Duniek orientuje się już mniej więcej, że łazienka jest dość niebezpiecznym miejscem, że może tam zostać nagle przymknięta - dlatego kiedy widzi, że ja się tam zbliżam, natychmiast w popłochu ucieka, przerwawszy robienie tego, co akurat właśnie robiła do kuwety
w efekcie: w najlepszym przypadku tylko co nieco rozsypie, w najgorszym - z rozpędu przewraca kuwetę do góry nogami, wdeptuje w jej zawartość i uciekając, stempluje całą podłogę
kiedy nie ma mnie na horyzoncie, zachowuje się całkiem normalnie: wariuje z Maciusiem (piekielny tandem, momentami w szaleństwach nie ustępują Julkowi
) albo gdzieś leży, przytula się do Ropka - bo inne koty Duńka kocha, tylko mnie nie
fakt, że nie wchodzi mi pod ręce, kiedy kroję mięso, podczas kiedy cała reszta się roi i boję się, żeby im czegoś nie poodcinać
nie 'miesza' mi ogonem porannej kawy i nie kładzie się na talerzu (Ropuś
), nie goni za ścierką, kiedy myję podłogę (Maciek), nie spaceruje po brzegu wanny i nie wpada do wody (też Maciek), nie poluje na szczoteczkę od tuszu i nie wchodzi pod ręce, kiedy się maluję (Juliś), nie układa mi się w nocy na głowie albo 'nosek w nosek' jak Bolka...
śliczna jest, taki klasyczny pingwin
a wiecie, jak fajnie wygląda zwiewający kot w 'pepegach', do których są podobne jej tylne, dłuższe skarpetki
?