Strona 1 z 4

moja kotka ma ruję, co robic?

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 0:50
przez ktosiko
Moja kotka o imieniu kot ma cieczke od dzis wlasnie. Calyczas miauczy, mruczy i tupie tylnymi lapkami wystawiajac swoj tylek jakby chciala zebym jom zaplodnil. NOn-stop sie przymila. Strasznie mi jej zal, czy jest jakis sposob, naturalny sposob (masaze, ziolka etc.) by to jej przeszlo w miare szybko?

Naturalnie kastracja i inne okrucienstwa odpadaja.

Jesli nie ma nic takiego, to czy dlugo to potrwa? Szukam informacji na ten temat od okolo godziny dopiero. Jest to dla mnie nowa sytuacja, gdyz nigdy nie spotkalem sie z czyms takim. Prosze o w miare szybka odpowiedz lub odeslanie do jakiegos watku tego forum. Dziekuje.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 1:40
przez Olat
Ktosiko, wyjdę na okrutnika ;) , ale obydwa moje koty (rok i półtora roku) są wykastrowane.
Co do rujki - masz alternatywę do sterylki:
1. przeczekiwac (minusy: zdarza sie, ze rujka przechodzi w permanentną, kota w rujce bardzo się meczy- często chudnie, nie ma chęci na zabawę, traci futro, a poza wszystkim- częste rujki powodują ropomacicze. Poważna chorobe, która kończy się operacją, podczas której i tak kota jest sterylizowana- tyle, ze to wówczas duzo powazniejszy zabieg)
2. wyciszyć ruje farmakologicznie (minusy: tabletki i zastrzyki mogą równiez powodowac ropomacicze, ponado mogą przyczyniac się do powstania guzów sutków i na dłuższą metę sa bardzo obciążajace dla organizmu kotki).
Twój kot- Twój wybór. Moim zdaniem- jeśli koteczka nie jest przeznaczona do hodowli- najlepszym wyjściem jest kastracja.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 2:06
przez lidiya
kastracja to nie okrucienstwo.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 3:11
przez Estraven
Olat i Lidiya powiedziały już najważniejsze. Poza tym zaś:

1. W przypadku kocic mówi się o rui, nie o cieczce i nie jest to tylko rozróżnienie słownikowe - kocice mają inną fizjologię, niż suki, występuje u nich tzw. prowokowana owulacja i tym samym przebieg cyklu jest inny. To właśnie powoduje, że ruja nie musi występować np. raz na miesiąc, może w pewnych sytuacjach zmienić się w permanentną.

2. Przy stosowaniu chemicznych blokad musisz zdawać sobie sprawę nie tylko z mogących wystąpić w późniejszym wieku chorób układu rozrodczego (które w większości przypadków zmuszają do operacyjnego usunięcia wewnętrznych organów płciowych), ale i z przyjęcia na siebie obowiązku podawania kocie środków antykoncepcyjnych do końca jej życia (u kotów menopauza nie występuje). Mniejsze ryzyko niosą wówczas ze sobą tabletki (np. Provera), które jednak należy podawać co tydzień niezależnie od tego, czy występują jakieś objawy rui, czy nie. Zatrzyki, jako zawierające wielokrotnie silniejsze dawki hormonu, zwiększają ryzyko wystąpienia wspomnianych chorób.

I może jeszcze jedno - wstrzymałbym się z tak prostym określaniem kastracji jako okrucieństwa. To zbyt silne słowo, nazbyt odnoszące się w gruncie rzeczy do ludzkich odczuć (np. ludzkiego pojmowania macierzyństwa), a nie do tego, co wedle naszej wiedzy czują zwierzaki.

A co do samej kwestii: po prostu obecnie nie ma naprawdę dobrego sposobu na rozwiązanie tego dylematu.
- Chemia, jak było już wyżej, jest w większościo przypadków (nie we wszystkich, ale w większości) szkodliwa oraz zawodna (podobnie jak wczesne ludzkie środki antykoncepcyjne).
- Pozwalanie kocicy na zachodzenie w ciążę i rodzenie kociąt to żadne rozwiązanie - bezsensu i krótkowzroczności podobnego postępowania chyba nie trzeba tłumaczyć.
- Operacja kastracji (zwanej często w przypadku kocic sterylizacją, chociaż nie jest to precyzyjne), jest nieodwracalną ingerencją w ciało zwierzęcia. Na plus należy zapisać, że obecnie technika ich przeprowadzania została już znacznie udoskonalona w ten sposób, aby zminimalizować czas rekonwalescencji i tym samym możliwy ból.

Zostaje więc tylko wybór między jednym a drugim niedoskonałym rozwiązaniem. Jeśli zaś tropić okrucieństwo - będzie nim niedokonanie owego wyboru. Trudno - jakąś odpowiedzialność będziesz musiał zatem na siebie wziąć - albo za chemię i potencjalne wystawianie zdrowia koty na szwank, albo za operację, która trwale zmieni jej gospodarkę hormonalną.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 6:06
przez ktosiko
Hmm.. w sumie to jak to przedstawiliscie, to co bym nie wybral bede okrutny. Na mysl o kastracji az mi sie zle na duszy robi. Chemia tez nie pasi. Aby rodzila to tez nei bardzo bo w okolicy nie widzialem zadnego kota poza nia juz od paru ladnych miesiecy. Nie nawidze takich wyborow. A wlasciwie to Estraven chyba powiedziales ze ruja to raz w miesiacu jest? Myslalem ze jakos dwa razy do roku przez pewien czas sie ciagnie. A moze u psow tak jest. Ehh.. miesza mi sie wszystko. W koncu to pierwszy kot ktory mnie posiada, czy ja posiadam jego - wszystko jedno ;) Jeszcze nie powiem wam co wybralem, gdyz nie wybralem. Co powinienem wiedziec to juz chyba wiem. Teraz czas na przemyslenia. Swoja droga to czemu tak katowac zwierzaki za chec przedluzania gatunku. Aha.. a taka kastracje to kazdy weterynarz wykona? Bo mieszka ode mnie niedaleko taki jeden, tyle ze on jakby alkoholik jest, bo taki zarosniety chodzi i nie do konca po prostej linii.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 7:38
przez zuza
Weta wybierz takiego, ktoremu sam bys sie powierzyl.
Ja bym na operacje do pijanego nie poszla.
Powiedz gdzie mieszkasz to miejmy nadzieje ktos bedzie mogl kogos polecic.
W naturze kotki rodzace rzeczywiscie miewaja ruje 2 razy do roku, kiedy opiekuja sie kociakami regularnie itd. Natomiast w domu niekryta kotka moze miec ruje za ruja. Kazda z nich zwieksza ryzyko wystapienia chorob. Mam 2 wykastrowane koteczki. Sa wspaniale i radosne.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 8:51
przez moni_citroni
Jesli kastracja to okrucienstwo, to tutaj prawie wszyscy musieliby byc sadystami - wiekszosc kotow jest juz po, czesc jeszcze przed ;)
Przemysl wszystkie argumenty, po co ma sie koteczka meczyc.. przeciez ja kochasz, prawda? :)
Lepiej tez zeby nie rodzila - za duzo jest juz w Polsce niechcianych kotkow :(

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 11:48
przez Majorka
Popieram wszystkich, którzy tłumaczą Ci, że kastracja nie jest okrucieństwem - przeciwnie - dobrodziejstwem, jeśli nie chcesz aby Twoja kotka rodziła. Musisz wiedzieć, że jej zachowanie to nie jakaś seksy zachcianka, ale dążenie do przedłużenia gatunku - nie uspokoi się, póki nie zostanie wywołana owulacja lub przeprowadzona kastracja. Może wpaść w tzw. koleinę rujkową - będzie miała wtedy rujki bez przerwy i należałoby przez jakiś czas podawać jej środek antykoncepcyjny w dawkach ustalonych przez lekarza weterynarii aż się wyciszy - i jednak - potem - wysterylizować. Długotrwałe podawanie środków antykoncepcyjnych (hormony) może doprowadzić do zmian nowotworowych, ropomacicza i innych strasznych rzeczy.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 11:54
przez lidiya
co widzisz okrutnego w tym , ze kotka nie bedzie cierpiec ? 8O Gdy kotka nie ma rujki jest w normalnym stanie i kastrujac ja doprowadzasz do tego ze znajduje sie tylko i wylacznie w nim! Czyli czuje sie swietnie, nie meczy sie z powody zamkniecia gdy ona chcialaby isc do kocura, nie meczy sie z powodu szalejacych hormonow.....
yyyyy jak juz wszyscy pisali technika jest juz tak posunieta, ze kotka na drugi dzien po zabiegu jesli otoczysz ja opieka czuje sie swietnie!
Wiec gdzie tu okrucienstwo? 8O

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 12:10
przez Macda
Ktosiko moja Mysza miała ruje przez 5 dni, co 4 (!!!) dni. Czyli przerwy były krótsze niż trwanie rui. Kociczka bardzo męczy się podczas rui i bardzo cierpi. Kastracja koteczki nie jest okrucieństwem - to tak jakbyś powiedział, że okrucieństwem jest pójście do dentysty kiedy umierasz na ból zęba.
Kota po kastracji czuje się o wiele lepiej, nie cierpi i nie ma zagrożenia wystąpienia chociażby ropomacicza.

Weta wybrałabym innego. Tak jak mówi Zuza.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 12:50
przez ktosiko
Noo z tym bolem zeba to ja niewiem. Powiedzcie mi jeszcze jak czesto zdarza sie takie ropomaciczne czy ta nigdy niekonczaca sie ruja? Bo z tego co od was slysze to mam wrazenie jakby to plaga jakas byla i moge na pewniaka stawiac ze ta moja kotka predzej czy pozniej to zlapie.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 12:51
przez myszka
I właśnie tak jest.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 12:53
przez ryśka
Ropomacicze to co prawda nie plaga, ale stosunkowo często zdarza się - prędzej czy później.
Dlaczego uważasz sterylizację za coś okropnego dla kotki?
Teraz są nowoczesne metody - wystarczy wybrać odpowiedniego weta, kotka po zabiegu dostaje środek przeciwbólowy, ranka goi się migiem.

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 12:54
przez myszka

PostNapisane: Wto kwi 08, 2003 13:09
przez PumaIM
Ja, stara kociara, powiem Ci, Ktosiko, że chociaż też mi się co nieco robi na myśl o zabiegu chirurgicznym u zdrowego zwierzęcia, to rzeczywiście chyba jest to jedyny skuteczny sposób na zachowanie kociej panny w zdrowiu i równowadze. Nasze domowe kotki są tak dobrze odżywione i zdrowe, że organizm po prostu domaga się przedłużenia gatunku. A to z kolei okrucieństwo dla malców - i tak trudno znaleźć domy dla tych, co już przyszły na świat (i przyjdzie ich więcej niezależnie od wysiłków kociarzy), a często kończą tragicznie.
Nie wiem, jak permanentne rujki - u moich tego nie bywało, ale przy stosowaniu chemii ropomacicze jest niemal pewnikiem w późniejszym wieku, czyli gdzieś 6-10 lat. Tak miały moje poprzednie i wiem to od ich weterynarza. Wtedy wybór jest już brutalnie prosty: operacja albo życie.