» Sob cze 23, 2007 14:50
No dobra, teraz już bez zacietrzewiania się.
Medycyna, to bardzo szeroka dziedzina nauki. Nikt nie jest wstanie nauczyć się wszystkiego, zrozumieć wszystkich mechanizmów działania naszego ciała. Dlatego właśnie lekarze specjalizują się w poszczególnych dziedzinach. Muszą jednak posiadać ogólną wiedzę, bo niestety jedna choroba może powodować inną, a także jedne objawy mogą być objawami bardzo różnych chorób najróżniejszych narządów.
Alergia, jak wiele innych to choroba cywilizacji. Stosunkowo niedawno zaczęto pewne dolegliwości traktować jak chorobę a nie hipochondryczne zachowania sfiksowanych i nadwrażliwych ludzi. Początkowo lekarzy alergologów traktowano na równi z szarlatanami. Zresztą historia może podać wiele podobnych przykładów (niedawno jeszcze ludzie umierali na stołach operacyjnych, bo nie zachowywano podstawowych zasad higieny, od niedawna stosuje się strzykawki jednorazowego użytku, a i jeszcze dziś niektórzy uważają, że lateksowe rękawiczki to zabobon). Znam przypadki, kiedy np. wady kończyn (końska szpotawość) zaniedbywano, bo rodzice słyszeli, że dziecko z tego wyrośnie. Tak, tak, to wszystko dzieje się dziś. Dlaczego tak jest? – nie mam pojęcia. Faktem jest, że lekarze to też ludzie. Miewają złe dni, brakuje im czasu na naukę (sympozja to wielkie pijaństwa), nie mają powołania do tego zawodu albo wreszcie mają ograniczone horyzonty. Jest też jeszcze coś nieuniknionego, a mianowicie rutyna. Na całe szczęście są i wspaniali lekarze, którzy doczytują broszury, ulotki, sprawozdania, opracowania i doktoraty. Którzy podchodzą do pacjentów indywidualnie, a nie odbębniają kilku godzin kiepsko płatnej roboty.
Środowisko lekarskie a zwłaszcza to profesorskie jest zamknięte. Młodym lekarzom bardzo ciężko jest się „przebić”. A starzy profesorowie? Publikują swoje teorie, biją za to kasę i potem pod żadnym pozorem nie mogą sobie pozwolić na dyskredytację. Na całe szczęście nie tak do końca - naukowcom udaje się odkrywać nowe fakty i nowe metody, a nawet je publikować. Często jest wtedy i tak, że nastaje nowa moda, choćby np. jak homeopatia. Metoda leczenia homeopatycznego, początkowo wzbudziła wielkie poruszenie i poklask, potem wielkie kontrowersje, a dziś mówi się o placebo... Bywa też i odwrotnie. Coraz częściej medycyna klasyczna sięga do źródeł medycyny naturalnej i co ciekawe, powstają naukowe dowody na jej skuteczność!
Ale, ale, odbiłam od głównego tematu. Usłyszałam kiedyś o biorezonansie magnetycznym. Niby miałam dowód ozdrowienia w postaci córki mojej przyjaciółki, ale chciałam jeszcze się coś więcej dowiedzieć w tym temacie. Od kogo najlepiej? – oczywiście od alergologa. Poszłam do jednego, a ten nic nie tłumacząc popatrzył na mnie jak na głupią. Lekko zrażona udałam się do innego i tu... zaskoczenie. Pani doktor powiedziała mi, że zbyt mało wie na ten temat ale to co wie chętnie mi przekaże. Podsumowując tę rozmowę, powiedziała, że nie jest wstanie zagwarantować mi skuteczności takiego leczenia, ale nie jest też wstanie powiedzieć, że tradycyjne leczenie da zadowalające efekty w przypadku mojego dziecka. Warto spróbować, bo z pewnością nie zaszkodzę. Udałam się więc do gabinetu biorezonansu, zabrałam wszelkie możliwe ulotki ale oczywiście rozmawiałam również z lekarzem pracującym w ww. gabinecie. Nie muszę chyba nadmieniać, że mój dom chwilowo zamienił się w wielką bibliotekę książek o tematyce alergii? Czytałam o szczepionkach, autoszczepionkach, lekach antyhistaminowych, unikaniu alergenów w otoczeniu, metodach sprzątania i odkażania. W końcu podjęłam decyzję, że należy wypróbować ten nieszczęsny biorezonans. Jak już wiecie w przypadku mojego dziecka zakończyło się powodzeniem. Niestety nie zawsze tak musi być. Każdy człowiek jest inny. Wiadomo, że u jednego zadziała szczepienie a u drugiego nie; jednemu hemoterapia pomoże, inny umrze; jednemu do odchudzania wystarczą kropelki, a ktoś inny musi ciężko ćwiczyć i stosować skomplikowane leczenie...
Jesteśmy różni. Różnie reagujemy na podane lekarstwa, różnie się śmiejemy i mamy prawo podejmować różne indywidualne decyzje. Ja podjęłam próbę leczenia biorezonansem, wiedząc, że może się nie udać. Jednak gdybym wtedy nie spróbowała, do dziś „plułabym sobie w brodę”.
Wpisałam w przeglądarkę hasło: odczulanie biorezonansem magnetycznym. Z przykrością muszę stwierdzić, że znalazłam tylko opinie negujące tę metodę i oczywiście reklamówki gabinetów. A jednak nadal jestem pełna optymizmu. Całkiem niedawno w tv mówili o biorezonansie ale w kontekście leczenia innych schorzeń, a sam aparat stał w szpitalu...
Podsumowując: ja osobiście uważam, że należy robić dla wyzdrowienia wszystko co tylko jest możliwe, o ile mam pewność, że nie zaszkodzę.
Żadne niebo nie będzie Niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.