Wieczór pełen wrażeń:
Wczoraj pojechałam z TŻtem pomóc Janie w odparciu ataku klonów. Klony opanowały cały transporter, wszystkie biało-czarno i czarno-białe
Z 7 krówkami udaliśmy się na badania i odkrywanie obcych form życia w małych krowiastych.
Wieczór był piękny i ciepły więc rozkoszowalismy się nim pod lecznicą na Białobrzeskiej. Podziwianie klonów i upalnego majowego wieczoru przeciągnęło się nieco i o 22.15 ruszylismy do Corse. Na początku odmówiła posłuszeństwa nawigacja
(co wspaniale wpłynęło na nastrój). Po drodze słychać było burczenie z brzucha (obiado-kolacja nie doszła do skutku) ale w końcu GPS wrócił do formy i bez przeszkód dotarliśmy i przekazaliśmy miauczące klonidła w ręcę Corse. Ruszyliśmy do domu i wyglądało na to, że wieczór dobiega końca. Ok. 23.00 dojechaliśmy. Przed wjazdem, koło bramy zauważyłam, że świecą się tam jakieś kocie ślepka. Po zmniejszeniu sie dystansu pomiędzy ślepkami a samochodem zauważyłam, że należą do kota, który jest całkiem podobny do naszej Walentynki. No cóż widziałam niedawno w okolicy takiego łaciatka a ten kot szybko oddalił się znikając w ciemności.
Na miejscu czekała na nas niespodzianka - ta z rodzaju mało przyjemnych... Rama na której zamocowana jest siatka wypadła, a przez otwarte okno wyemigrowały wszystkie futra
Na około ciemno, duży otwarty teren a tu kotów brak
Najbardziej bałam się o Walentynkę - mała, biedna, z chorym oczkiem i jak juz miałam okazję sie przekonać, całkowicie głucha na moje wołania po przekroczeniu progu domu.
Kot przy bramie oczywiście okazał się być Walentynką, tyle tylko że spod bramy juz dawno zniknął. Rozpoczęły sie poszukiwania, dość szybko wykryłam świecącę się ślepka, które na moje czułe kicianie oddaliły się podskokach. I co tu robić z takim kociszczem. jako, że Walentyna jest wiecznie wygłodniała został przyniesiony rekwizyt w postaci puszki Animondy, ale nawet zapach ulubionego jedzonka nie skusił tej małej gnidy żeby dac się porwac w nasze stęsknione ramiona.
W międzyczasie pod drzwiami zameldowała sie Seniorita i czekała az ktoś wreszcie wpuści ja do domu. Chwile pózniej przybiegł Tadek i Szymek i bardzo zadowoleni chętnie udali się do domu.
Niestety ich koleżanka nie chciała wziąć przykładu z ich chwalebnej postawy tylko rozpoczęła zabawę w chowanego i ganianego. Po zdeptaniu trawnika, grządek i ubłocenia sie gdzie sie tylko dało Walentynka przed północa dała sie zagonić pod drzwi i tam złapać, przy czym obsyczała i nawarczała na swoich ciemięzycieli. Na zakończenie miłego wieczoru na fotelu przy komputerze odkryta została kałuża "made in" Walentyna i tym miłym akcentem zakończył sie ten upojny wieczór