Weszłam na kociarnię. Przy samym wejściu, w klatce były dwa koty i kociak. Miodowo-bury, czarno-biały - dorosłe, wciśnięte w kąt klatki, przerażone. Miodowo-bury kot trząsł się jak galareta, drżał cały, kurczył się w oczach. Czarno-biały schowany za burym, bardziej odważny, nie trząsł się, tylko patrzył przerażonymi oczami. Buro-biały kociak zdezorientowany chodził między nimi.
Odeszłam oglądać dalej koty, stwierdziwszy z żalem, że znowu ktoś przyniósł dzikie koty do schroniska.
Za parę chwil pojawiła się Iwcia. To ona otworzyła klatkę i odważyła się ich dotknąć.
Wtedy okazało się, że koty nie są dzikie.
Okazało się, że dziś trafiły do schroniska, ktoś je przyniósł mówiąc na wstępie, że zostały znalezione.
Tak... Trzy zadbane, zdrowe koty, czyściutkie, wyszły sobie na niedzielny spacer, szły razem po parku... Tak...
Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
Nie mogłam patrzeć na tę przerażoną kotkę, postanowiłam, że ją wezmę. Wtedy okazało się, że ona jeszcze karmi. Ok, szybka decyzja biorę ją z małym. Spakowałyśmy z Iwcią koty do transporterka. Kocur czarno-biały odwrócił się tyłem, zrezygnowany, patrzył za nimi...
Wiedziałam, że nie mogę go zostawić, że on na kociarni z innymi kocurami nie da rady.
Szybki telefon do TyMa, czy w razie czego mogłaby go wziąć na tymczasówkę - zgodziła się

No i mam teraz u siebie 3 koty.
Pierwsze wakacyjne, trafiły do mnie w taki piękny i słoneczny letni dzień - stąd ich imiona: kotka Jurata, kocur Sopot i maleńki Helik.
JURATA

HELIK

SOPOT
