W sobote zaadoptowalismy z narzeczonym kotka, to byla troche wymuszona adopcja gdyz kotek o ktorym mowa rezydowal w garazu ktory niebawem ma byc zwolniony ucinajac dostep do niego...byl sukcesywnie dokarmiany przez mame TZ-a ale przez te kilka mies. od czasu kiedy pojawil sie tam kompletnie wychudzony postep w oswajaniu jest niewielki...reagowal tylko na karmicielke, miauczal do niej ale juz wyciagnieta reke bije...
Mielismy straszny problem ze zlapaniem go, ale jakos sie udalo i kot pojechal do nowego domu. Dostal na wylacznosc lazienke, tam kuwetke, jedzonko, wode i swiety spokoj....jednak ile razy wejdzie sie do niego on caly czas siedzi skulony w ktoryms z katow...widac ze jest ciezko przerazony... W zasadzie nie ma z nim nawet kontaktu wzrokowego, siedzi taki skulony, z polozonymi uszami, jak juz spojrzy to jedyne co widze w jego oczach to gotowosc do ataku....
Nie wymagamy od niego aby byl kotem nakolankowym, tym bardziej ze nic o nim nie wiemy, nawet w jakim moze byc wieku, byc moze nigdy nie mial swojego czlowieka, a w jego stanie nawet wizyta u weta bylaby zbyt wielka trauma...Chcielibysmy tylko zeby czul ze ze strony czlowieka nic mu nie grozi i ze moze miec u nas wikt i opierunek...
I nie bardzo wiem co mamy robic,pozostawienie go tam w tej lazience nie wiadomo na ile nie ma sensu, bo nie oswoi sie ani z nami ani z naszymi zwierzakami, boje sie ze on tam w tej samotni juz kompletnie zdziczeje...
Wiem ze narazie jest wczesnie i trzeba dac mu czas ale nie wiem jak potem sie do tego zabrac...czy pokazanie mu ze sa u nas inne kotki
(stary rezydent i rudzik z Korsaka) ktore czuja sie bezpiecznie cos mu powie czy spoteguje stres....?? CZuje sie jak dziecko we mgle...kotek obecnie wyglada strasznie..hmm...autystycznie...