Nie wiem, czy pamiętacie jeszcze Rona, o którym pisałem jakiś czas temu w związku z alergią.
W tej chwili doczekał się on koleżanki. Wczoraj trafiła do nas śliczna Szisza - szylkretowa persiczka, wyglądająca jak jeden kłębek puchu. Kociczka jest bardzo "wygadana", w porównaniu z Ronem, który tylko od czasu do czasu coś tam miauknie. Od wczoraj ma pewną zagwozdkę - oto na jego terytorium pojawił się jakiś obcy kot. No i podchodzą do siebie nawzajem jak pies do jeża. Szisza jest dużo mniejsza od Rona (ma dwa i pół miesiąca, podczas gdy Ron ponad pięć miesięcy), ale nadrabia "gębą" - fuczy, miaczy i ogólnie udaje strasznie groźną co wprowadza "pana i władcę" naszego mieszkania w pewne zakłopotanie. Też próbuje fuczeć, ale nie wychodzi mu to tak udatnie jak jej. No i zaczął też do niej skakać próbując ją bić.
Powiedzcie, jakie macie doświadczenia z wprowadzaniem nowego kota do miejsca, gdzie do tej pory rządził niepodzielnie jeden kot. Czy długo może trwać wzajemne zdobywanie zaufania i dogadywanie się między nimi? Czy jest jakiś sposób by im to ułatwić i pomóc? No i czy są jakieś zasady, ktorcyh należałoby bezwzględnie przestrzegać?
Pozdrawiam i obiecuję wnet zamieścić nowe zdjęcia mojej parki.