O 7.12 zadzwoniła komórka. Znajoma opowiada , że szła do pracy i znalazła potrąconego przez samochód kota. Kot leży przy krawężniku ruchliwej dwupasmówki, koło hurtowni Eldorado. Syczy, nie da się wziąc na ręce, wyciaga pazury. Ale nie może wstać. Ona stoi nad nim i nie wie co robic ...
POjechałam z kontenerkiem ale próby uchwycenia kota, nawert przez koc spełzły na niczym. Kot wił sie , wysuwał zęby i pazury...
W końcu postanowiłam go zagarnac tekturą do kontenerka.
Ale...o dziwo... on sam zaczął powoli wpełzac do srodka.
:041:
Zamknełam go i pojechałam do domu.
O 12-tej byłam u wetki. Rtg wykazało złamanie miednicy. Takie porządne.
I do wyboru: albo kota uspić albo do wąskiej klatki, żeby sie nie ruszał na boki i niech się jakoś zrasta...
Więc w efekcie tych dywagacji Eldorado wyladował w klateczce po Francesce. Mała jest i miejsca tam niewiele poza kuwetą. LIcze na to, że kot nie zechce się wiercic za bardzo...
Ma ponad 10 lat, jest czarny z białymi skarpetkami i puckami...
Czy dobrze robie? Bo może trzeba było go uspić...