Niedawno zakończyłam walkę z grzybem u kociaków, mogę podzielić się doświadczeniami.
Maluchy (2 mies) pryskałam całe imaverolem co 2 dni (nie tylko miejsca z widocznymi zmianami). Zakupiłam spryskiwacz taki jak do kwiatów, w nim rozrabialiśmy imaverol i pryskaliśmy. Oczywiście koty po pryskaniu trzymane w ciepełku, aby się dodatkowo nie przeziębiły. Oczy zasłanialiśmy ręką, a w pobliżu oczu smarowałam nasączonym wacikiem.
Koty zostały zaszczepione felisvac (dwukrotnie), ale podobno działa to tylko wspomagająco, sama szczepionka kota z grzyba nie wyleczy. Dodatkowo wspomaganie odporności maluchów, karma RC lub Royal (bo ma lizynę).
Niestety mimo zachowywanych środków ostrożności (maluchy w klatce wystawowej, kontakty z nimi tylko w gumowych rękawiczkach, szorowanie domestosem wszystkiego, co wyszorować się dało) zaraziłam się grzybem i niestety przeniosłam na nasze koty
Wówczas stwierdziliśmy, że zaczynamy leczenie farmakologiczne u wszystkich domowników (bo na końcu wszyscy to mieli). Dopiero po tym się pozbyliśmy tego dziadostwa. Niestety leki te są szkodliwe, moga zniszczyć wątrobę.
Jak już wszystko wyglądało dobrze pobraliśmy jeszcze próbki naskórka i sierści i zrobiliśmy badania na obecność grzyba - wyniki wyszły negatywne
Dodatkowo mieszkanie spryskiwałam imaverolem. Na szczęście nie mam dywanów, bo chyba wywaliłabym wszystko
Tu należy uwzględnić, że imaverol delikatnie zabarwia na czerwono.
Częste pranie pościeli (bo moje koty śpią z nami w łóżku), ręczników i wszystkiego co można wyprać w maksymalnych dopuszczalnych temperaturach. A następnie prasowanie wszystkiego, łącznie ze skarpetkami
Podłogi myte domestosem, transportery także odkażane domestosem.
Na zakończenie jeszcze poświeciliśmy sobie lampą bakteriobójczą.
Przez cały okres walki z grzybem ścisła kwarantanna - żadnych gości oraz odwiedzin u ludzi posiadających koty czy też małe dzieci.
Podobno mieliśmy pecha
Rozmawiałam z ludźmi, który grzyba już przerobili - nikomu nie zdarzyło się to na taką skalę, mimo kwarantanny maluszków i wielkiej ostrożności się nam po chacie rozniosło.
Z tego co wiem, nie zawsze grzyb świeci w lampie Wooda, sama lampa nie jest wystarczająca aby potwierdzić usunięcie grzyba. Dodatkowo może nie świecić, jeśli już był czymś smarowany (siostrę dermatolog wyzwała, bo sis wysmarowała się moją maścią i poszła do lekarza, no i lekarce nie chciało świecić).