Wczoraj obejrzałam kociaki z bliska i załamałam się. Są maleńkie, niewyrośnięte i potwornie chude, zwłaszcza koteczka. Pchły po nich łażą stadami. Mają wyżarte herpesem ślipka, jedno bardziej, drugie mniej. Jeden maluch, koteczka, jest tak potwornie chuda, że to szkielet chodzący. Są bardzo niemrawe, nie podchodzą do jedzenia, kichają. Próbują ssać matkę, ale tej chudszej kotka nie daje cyca, tak jakby ją już skazała... koteczka poglamała odrobinkę convalescenca (ukradłam Myszy), ale stara szybko jej wszystko zjadła, zresztą malutka się znudziła. Chyba nie mają węchu... zapchane noski.
Nie wiem co robić. Nie wiem jak je złapać, bo siedzą za płotem, którego nie da się sforsować, klatka-łapka odpada, nie interesuje ich jedzenie. Nawet gdyby jakimś cudem udało mi się łapanie, to co dalej? A w domu mam chorą Myszę, potwornie nerwową...
Dziś znowu na nie patrzyłam i podjęłam decyzję - spróbuję je złapać. Niestety - pierwsza próba nieudana, kiciałam i gruchałam, ale to dzikusy, kotka z kociakami leży jakieś 20 cm. za daleko, żeby sięgnąć ręką. W żłobku nikogo nie ma, albo jest i na dzwonek nie reaguje.
Teraz siedzę przy oknie i obserwuję, ubrana (w butach), transporter z rękawiczkami skórzanymi (TŻ-a) przy drzwiach, plecaczek spakowany. Jak tylko zobaczę, że koty zapędziły się do ogrodzenia - startuję. Jeżeli zobaczę karmicielkę to też startuję, może do niej podejdą. Wypatruję też dozorcy, bo on czasem stróżuje w żłobku i może mieć klucze. W najgorszym razie jutro będę napastować żłobkowych pracowników, tylko muszę być ostrożna, bo kierowniczka nie znosi tych kotów i nawet miski karmicielki wyrzuca.
Jeżeli uda się złapać kociaki to zaniosę na Żytnią (na piechotę

W życiu nie miałam do czynienia z dzikimi kotami. Bardzo potrzebuję kciuków (a jeżeli ktoś z forum może mi pomóc w jakikolwiek sposób - nie odmówię, o nie
