» Śro lip 13, 2005 12:38
Ku podtrzymaniu na duchu wszystkih, którzy chcą sie dokocić i już
zaczynają tracić nadzieję na zgodę w domu opisuje moje dokacanie.
Wygładało to mniej więcej tak:
Pusiunia jest moim pierwszym w dorosłym życiu kotem, przyszła jako prawie roczna koteczka na przechowanie wiosną 2001 i została. Szarotka została wzięta z podwórza jesienią 2001 z ciężką infekcją oczu - prawie nie widziała. Zamieszkała u sąsiadów mojej mamy, razem (koszty) leczyliśmy ją dwa lata - widzi, chociaż oczka ma trochę mętne. Problemy zaczęły się na przełomie 2003/2004, kiedy sąsiadom urodziło się dziecko – nie znam przyczyn, ale kotka zaczęła robić pani domu „na złość” - czyli siusiu i kupki na kwiatki, firanki itp. Zdecydowałam się wziąć ją do siebie, przewidując jakiś konflikt z Pusią, która ma charakter wielkiej rozkapryszonej i apodyktycznej gwiazdy, nie boi się niczego i potrafi bardzo dokładnie wytłumaczyć, co chce, nawet obcym, i wyegzekwować. Szarotka to raczej spokojna i nieśmiała ciapa-przylepa. Pusia była wtedy niesterylizowana, waga ok.3kg przy zaokrąglonych boczkach, Szarotka po sterylizacji 4,5kg jw.
I w sierpniu zaczęło się – pierwszy tydzień Szarotka w nocy spała na moim łóżku, żebym mogła ją chronić przed atakami Pusiunia. Ta obraziła się kompletnie, ignorowała mnie, nie przychodziła poleżeć na monitorku ani spać na moja poduszkę, tylko rozkazującym tonem meldowała o swoich życzeniach - np. pusta miska, nałożyć mi natychmiast! Sprzątnąć kuwetę, Na dzień zamykałam koty oddzielnie barykadując drzwi – Pusia skacze na klamki i otwiera. Po tygodniu sytuacja unormowała się w ten sposób, że Szarotka zamieszkała na dość szerokim parapecie, jadła pod moją ochroną, i była noszona do kuwetki rano, po pracy, wieczorkiem i ok.1-2 w nocy – jeśli nie, siusiała na parapet, a stamtąd kapało mi na wykładzinę. Pusiunia-jędzunia nie pozwalała jej zejść z parapetu. Trwało to bite dwa miesiące. Wstawanie w nocy na siusianie kota weszło mi wtedy w nawyk…..
Potem już było nieco spokojniej, Pusia rządziła, spała na honorowym miejscu (moja poduszka i monitor), Szarotka dostawała łapką za nadmierne pieszczoty ze mną - a Szarotka chyba niespecjalnie nauczona przytulanek, bardzo nieśmiało o nie prosiła, mruczeć też jakby na początku nie umiała lub nie chciała. Ganiały się po mieszkaniu, ogony w ruch, trochę kotłowania, ale bez krwi, więc nie reagowałam. O jedzenie nie ma żadnych sporów, o kuwetki również – ogólnie jedna na siusiu, druga na kupki. Śpią obie przy mnie na łóżku.
Problem zrobił się a marcu, gdy zachorowała moja mama i musiałam wziąć do siebie ją + dwa koty 3,5roczne – stoika kastrata Gavroche’a (6kg) i delikatną, nieśmiałą Lalunię (rozmiar pośredni między Pusią a Szarotką) Przez pierwszy tydzień w zasadzie był spokój, oprócz demonstrowania przez Pusię, kto tu rządzi. Wielki Gavroche obchodził ją łukiem na paluszkach (dosłownie), Lalunia spała w szafie lub na parapecie. A po tygodniu w nocy koty się pobiły - podejrzewam, że Pusiunia zaczęła - Gavroche kreska na nosie i większa krecha na uchu, Pusiunia mocno rozdarta skórka na boku w dwóch miejscach, na sygnale do weta, szycie. Nie pomogło na charakterek, pod dwóch dniach znów warczała na kocura, tyle że gdy ten się zbliżał, machała mu łapką przed nosem i z wielkim krzykiem uciekała. Po miesiącu mama wyzdrowiała i wrócili do siebie. Z Szarotką i nowymi nie było żadnego problemu, trochę psykania, obwąchali się i każde w swoją stronę.
Teraz Pusiunia jest trzy tygodnie po sterylizacji, przechodzi okres demonstracji - nie śpi na poduszce ze mną, rzadko chce głaskania, ale gwiazdorski charakterek pozostał. Myślę, że i inne zachowania (lubię z nią spać, ślicznie mruczy) powrócą. Szarotka to wykorzystuje - przychodzi się przytulać, próbuje robić baranki, ale wyraźnie nie ma wprawy, rano budzę się z Szarotką na poduszce - chyba wyszła na prowadzenie w stadzie.
Od 10 dni mam w domu dziką kotkę przygotowywaną do sterylki – rezyduje w kuchni, zamknięta przed moimi, pozwala się głaskać, ale widać, ze bardzo się boi. Moje przez kilka dni bardzo chciały wejśc do kuchni, trochę tam posykiwały, teraz kiedy jestem w domu zostawiam drzwi otwarte - dzikusia mieszka na okapie, ale syków i prób włażenia tam nie ma.
I pomyśleć, że różni doświadczeni kociarze i weci mówili, że góra po dwóch tygodniach koty powinny się dogadać …. Dobrze, że nie miałam gdzie oddać Szarotki, bo pewnie bym zrezygnowała.