ARKA pisze:
To samo Agnieszko mozna powiedziec o kocicach-prawda?
Agnieszko-SCHORONISKO jest dla ZWIERZAT bezdomnych.
A czy potracony przez samochod wolnozyjacy kot nie zasluguje na to zeby mu w schronisku pomocy udzielono?
Jednakze przyznam sie szczerze - ze dla mnie osobiscie bardzo trudne jest ocenienie czy wiekszosc kotow "wolnozyjacych" to koty faktycznie dzikie, niezalezne od czlowieka - czy po prostu koty udomowione acz porzucone, ktore jakos sobie radza, czesto gorzej niz lepiej, przewaznie przez ludzi dokarmiane i leczone.
Jakie jest kryterium oceny - kot wolnozyjacy i kot bezdomny?
I prawde mowiac jestem zalamana takim podejsciem WYBIORCZYM do problemu bezdomnosci zwierzat. Tylko koty a reszte to pies mial.........
A ja wlasnie cos takiego u Ciebie widze, niestety.
Choc to bardzo subiektywna ocena, przyznaje.
W wiekszosci schronisk to wlasnie koty sa na drugim miejscu - albo wogole sie ich nie przyjmuje - jak np. w Lublinie, albo siedza w jakichs malych, praktycznie nie sprzatanych klatkach i gdyby nie wolontariusze to juz wogole uzywanie slowa "schronisko" byloby gleboka ironia.
Mysia pisze ze w schronisku sa kastrowane wszystkie koty i maja dobrze. Ja sie ciesze ze choc one. Bo w duzej ilosci schronisk wegetuja i psy i koty.
To sa Twoje takie spostrzezenia nie jest to potwierdzone zadnymi badaniami.
A jakie badania mowia ile to psow a ile kotow jest rocznie porzucanych?
Masz takie dane? Chetnie sie ustosunkuje.
Nie zartuj-ludzie nie dziela sie na takich co tylko sa wrazliwi na psy a na koty juz nie czy tez zajaca rannego w lesie kopna.
Albo ktos ma wrazliwosc albo nie, albo udaje ze ma.
Zdarzaja sie ludzie ktorzy psow nie lubia - a takze tacy ktorzy nie lubia kotow. I nie wmowisz mi ze tak nie jest.
Ale w tym akapicie nie chodzi o wrazliwosc.
Ludzie biegajacych luzem psow po prostu sie boja - i stad wezwania do schroniska - o ich odlowienie.
Kotow jest wszedzie duzo - nikt nie bedzie dzwonil do chroniska tylko dlatego ze jakis nowy kot lazi po okolicy.
Pomijam juz taki szczegol ze chore koty czesto sie chowaja w dziurach, piwnicach - nie rzucaja sie w oczy.
Chyba Agnieszko zartujesz, prawda? Albo ktos ma szczescie albo go nie w 'spotkaniu' z rozpedzonym samochodem..
Nie - nie zartuje.
Kot ma inna budowe anatomiczna niz przecietny pies. Jest znacznie bardziej delikatny i szybciej ginie. Jesli nie zginie na miejscu - to zwieje w krzaki i tam umrze, niezauwazony. Jest tez mniejszy niz przecietny pies -wielkosc zwierzecia rowniez ma znaczenie.
Mam takie cholerne szczescie ze widzialam cala mase wypadkow z udzialem zwierzat. Zaden kot nie przezyl. Psy - a i owszem. Jeden - przejechany najpierw przednim a potem tylnym kolem przez ciezkiego Mercedesa - jak sie okazalo mial tylko peknieta w 3 miejscach szczeke.
Szczegolnie te nagminnie do lasow wywozone..
A myslisz ze kotow do lasu sie nie wywozi?
Nie wywala na wsiach?
Zapraszam do mnie do pracy - codziennie po okolicy sie szwedaja porzucone psy i koty. Ostatnio - w ciagu 2 miesiecy do mnie do pracy przez plot wrzucili 4 koty.
Agnieszko, to tez zart prawda?.
Dlaczego zart?
Pogadaj z karmicielkami - ile kotow urodzilo sie na danym terenie z typoowo wolnozyjacych kotek i doroslo - a ile pojawilo sie nagle, zagubionych, w wyrazny sposob domowych - lub kociakow.
Po pierwsze, Agnieszko czy ty mieszkasz w Los Angeles czy W-wie?
Nie bardzo rozumiem dlaczego mnie pytasz-idz, dowiedz sie,sprawdz-i napisz tu nam..
Po kilku miesiacach bywania tam - obiecalam sobie ze moja noga tam nie postanie wiecej. I zamierzam tej obietnicy dotrzymac.