A ja dzis po południu jadąc do domu asfaltowa wewnetrzna drogą zatrzymałam się na środku bo widzę, że leży potracony kot kot. Piękny burasek z białym , zadbany...Podeszłam ostroznie, poruszyłam - niestety kot już nie żył, widać było krew...Padał snieg...Przeniosłam kota delikatnie na trawę - co innego mogłam zrobić...I nie wierzę, że ktoś go przypadkiem potracił - tam się jeździ bardzo powoli a zresztą - o wszystkim świadczy to, że się ten osobnik nawet nie zatrzymał aby zdjąc kota z drogi.
Czemu się zresztą dziwic - jakiś czas temu na naszych oczach jadący z naprzeciwka samochód potrącił kota. Mój TŻ zauważył, zaraz kazałam mu się zatrzymac, podbiegłam, patrzę a tu kot który lezy na srodku szosy macha ogonem Zdazyłam podbiec, wziaść go na rece i znieść z szosy. Kot zył, ale był w szoku. Ciepło go owinełam, przetransportowałam do domu bo mieszkam niedaleko i ....kot doszedł do siebie w ciągu kilku minut, najadł się napił i gdy zostawiłam go w otwartym pomieszczeniu zgrabnym galopikiem pobiegł zapewne do domu.
Lepiej nie myśleć co by się stało gdybysmy jechali dwie minutu później - tir juz sie zbliżał.
I czy taki mumin co to potrąci zwierze nie może po ludzku chocby połozyć go na poboczu jak na inna forme pomocy go nie stać