Ok, to plan działania jest taki:
Najpierw wczytuję się w regulamin. Jeśli nie ma tam zakazu - mam kolejny argument.
Potem rozmawiamy z kierowniczką, napomykamy o zwierzątkach.
W końcu: wychodzimy z naszą "bombą".
I umieramy ze strachu czekając na reakcję
Ew. przekonujemy, że kotek bardzo spokojny (nie będzie opuszczał pokoju), czysty (często sprzątana kuweta), jedyne co niszczy, to nasza osobista kanapa.
Jeżeli na którymś z tych etapów napotykamy zdecydowany opór, nie mówimy.
Kurczę, dawno tak się nie bałam. Strasznie zależy mi na Fifiku...
Trzymajcie kciuki.