Przedwczoraj wieczorem moja kocica dostarczyła mi watpliwych atrakcji.
Zerwała się nagle z parapetu w miaukiem straszliwym, z otwartym pyszczkiem kręciła główką wijąc się na stole. Zanim do niej dobiegłam skoczyła na podłogę a tam juz krew z pyska zaczęła sikać. Wierzcie mi straszny widok
Jak do niej dopadłam to coś wyleciało z pyszczka...
Ząb - 1,5 cm długości - kieł. Zaglądam do pysia a tam faktycznie dziura.
Mam 2 kroki do weta, więc od razu z nią pobiegłam i co... paradontoza.
Dostaliśmy zastrzyk przeciwbólowy i synolux na 5 dni a potem konsultacje u stomatologa.
Czy ktoś może miał jakieś kocie doświadczenia z tą chorobą?
Co można zrobić, żeby kotu wszystkie zęby nie wypadły (bo taki był najgorszy scenariusz przedstawiony przez weta, choć podawał i lepsze)