Proszę o poradę bardziej doświadczonych kociolubów... W sobotę złapałam małą, zupełnie dziką kotkę- darła się jak opętana na parkingu, więc wywnioskowałam że chyba żadnej mamy w pobliżu nie miała i trzeba jakoś zabrać ją do siebie (podobno 2 dni bidulka tam marzła, próbowała się ogrzewać pod autami- tak mi oświadczył sąsiad). Po wyczerpującej gonitwie z elementami akrobatyki i jednym ( ale jakim!) wślizgiem pod schody, wreszcie ją capnęłam
No i nie wiem, co dalej... Mój TŻ w żadnym wypadku nie chce jej w domu, przyjął ją tymczasowo, bo mamy już jednego kocurka, poza tym u Loeb czeka już na nas druga kicia ( na którą i tak wyjątkowo się zgodził ze względu na wygląd... ale to inna historia) Dla mnie oczywistym wyjściem jest po prostu przyjęcie trzeciego kota, ale to chyba nie przejdzie bo:
1) TŻ w zasadzie i tak woli psy, a jak już koty- to ładne( w jego typie ),
2) kicia jest najdziksza z dzikich- prycha, wyje i burczy przy próbie zbliżenia- całymi dniami koczuje w najciemniejszych kątach mieszkania, nie dając chłopu szansy, żeby ją polubił...
3) Po odrobaczeniu chyba straciła resztki szans na sympatię mojego lubego- pod naszą nieobecność w domu zarzygała glistami i choroba wie, czym jeszcze, całe łóżko Nasz mądry Dzidek(kot) pokazał jej najwidoczniej swoje ulubione miejsce w domu, no i tam się to stało...
4) Po czym okazało się, że to nie koniec uzewnętrzniania- tego samego dnia, gdy byliśmy w łazience piorąc nieszczęsną pościel- kota załatwiła się resztą robactwa do doniczki z kwiatkiem...
TŻ wydał nakaz eksmisji i nie pomagają moje tłumaczenia, że nawet najbardziej rasowemu kotu świata zdarzają się różne wpadki Muszę szukać jej domu- na razie jest u mojej mamy... chwilowo
Problem mój tu się jednak nie kończy- gdy byłam z nią u weta na odrobaczaniu, pokazałam mu przy jej nosku ( pod samą dziurką) coś jakby mały brązowy strupek- spytałam, czy to aby nie jakiś grzybek, on mi na to, że rzeczywiście- możliwe i że się tym zajmiemy... Dał jej do pyska jakąś pastę. I tyle. Nie był zbyt wylewny, więc nie wiem, co to za pasta( mogłam spytać ). Sądziłam, że to jest coś i na robale i na ten nosek, ale chyba nie jest, bo wczoraj wieczorem zauważyłam z drugiej strony nochala dziwne wyłysienie(malutkie), przy czym skórka jest tam taka dziwna- ni to pomarszczona, ni to popękana... Dziś rano stwierdziłam, że obszar łysienia się powiększa w stronę wąsów chyba mamy grzybiora! Już bym dawno z nią była u weta, ale dopiero w poniedziałek mogę marzyć o jakiejkolwiek gotówce Dlatego mam pytanie- czy mogę tymczasowo, żeby to się nie rozrastało, posmarować te miejsca maścią Lamisilat? Akurat moja mama ma to w domu, a gdzieś tu czytałam, że to też dobre na takie kocie sprawy... Tylko nie wiem, czy jak kot to sobie zliże, to cuś mu się nie stanie? Czy ktoś może doradzić niedouczonej? Boję się, że kicia może jeszcze zarazić Kazika (kocura mamy), a wtedy to już nie mam innych pomysłów na dom dla niej