Piszę tu u naszej Sówce, może ktoś wpadnie na pomysł co jej może być, bo wysiadamy.
Będę wdzięczna za wszelkie sugestie bo się boję że ją stracimy
Jak ją dopadnie podczas naszej nieobecności to będzie po kocie
Spędziła dzisiaj dzień w klinice, udało się ją nieco ustabilizować, ale jest średnio.
Jakieś półtora roku temu Sówka miała pierwszy atak. Miała wtedy trochę ponad 4 lata. Weszła do kuwety, nie udało sie jej załatwić, wyszła i się zaczęło, silne torsje, próby parcia (na kał) - niemal jednocześnie i co chwila, bardzo silny ból, aż krzyczała niemal. Zanim doleciałam z nią do kliniki - wpadła we wstrząs, ledwo ją uratowano. W badaniach krwi niesamowicie wysoka bilirubina, enzymy wątrobowe, zrobiła się pomarańczowa. W usg dziwny pęcherzyk żółciowy, malutki i jakiś pokurczony. Ale pusty, uznano że sam się opróżnił a przyczyną objawów bylo jego zatkanie z założeniem że to jakaś wada wrodzona jego budowy.
Od tego czasu miała kilka mniejszych epizodów, powtórzone dwa razy usg było zupełnie niemal normalne, pęcherzyk w nich już też, slad przebytego stanu zapalnego.
Za każdym razem wygląda to tak samo - Sówka leci rano razem z nami do łazienki, wchodzi do kuwety, nie może się załatwić i... się zaczyna. Do niedawna wpakowanie jej wtedy czopka w zadek i zastrzyk z Bupaqu oraz papaweryny załatwiały sprawę szybko. Z jakiegoś powodu szybka defekacja przynosi momentalną ulgę.
Na szczęście każdy atak był w naszej obecności bo rano, Sówka ma zwyczaj że leci razem z nami, gdy wstaniemy, do łazienki. Prawdopodobnie czeka z załatwieniem się aż wstaniemy
.
Ona ma jakąś kocią odmianę autyzmu, to nie jest zwykły kot, nie rozumie mowy ciała innych kotów, one nie rozumieją jej, ma swoje rytuały.
Jest mocno neurotyczna.
W ostatnim czasie te epizody były coraz częściej a działania nasze dawały efekt coraz mniejszy, dłużej trwało zanim się uspokajała a poprawa po załatwieniu się nie była od razu już tak spektakularna.
Sowa dostaje preparat poprawiający pasaż jelitowy, nie ma zaparć jako takich, nawet gdy ma atak to ten kał jest normalny, miękki. Nic go nie zapowiada. Wchodzi do kuwety wesoła, prze chwilę, wychodzi i...
Za każdym razem wtedy bardzo, bardzo boli ją odbyt. On w ogóle jest bardzo wrażliwy na dotyk. Gruczoły są ok, dwa tygodnie temu wetka je oczyściła, troszkę w nich było, ale żadna tragedia.
Dziś wyjątkowo dostała ataku o 2 w nocy
Standardowy zestaw leków dał bardzo niewielką poprawę, ból się zmniejszył, ustąpiły próby parcia i wymioty, ale była bardzo biedna. Gdy dojechałam do kliniki miała już niespełna 37 stopni, zapadły się jej oczy i znowu się zaczynało... Uszy ma już pomarańczowe
Została na kroplówce dożylnej i dogrzewaniu, temperatura się unormowała a nawet skoczyła w górę trochę za bardzo.
Dostała ciepłe płyny, leki, parafinę.
Siedzi teraz w izolacji bo musimy wiedzieć czy się załatwia. Zrobiła co nieco ale malutkie
Co gorsze - ani razu nie sikała od powrotu do domu, nie wiem jak w lecznicy, mimo kroplówki
Ale trochę zjadła. Wygląda jak siedem nieszczęść.
Zrobiono rtg żeby zobaczyć czy nie ma jakichś urazów kości/kręgosłupa które by tłumaczyły takie objawy. Nic.
Jutro rano, jeśli się nie załatwi - lewatywa. Dzisiaj tak szalała przy próbie dotyku/zmierzenia temperatury etc i była w takim stanie - że odpuszczono, bo kał był miękki - jak zwykle a ona się ustabilizowała po kroplówce i lekach. No ale jeśli się nie załatwi lepiej - to jutro trzeba będzie. Jutro pewnie będą też już wyniki krwi.
Nie mamy pojęcia co jej sie dzieje. I dlaczego ma to taki przebieg. Co powoduje taki silny ból, dlaczego leci wątroba aż tak spektakularnie, dlaczego ona wpada we wstrząs...
Piszę - bo może ktoś miał podobną historię i ukierunkuje to jakoś naszą dalszą drogę.
Weci z kliniki sugerują wizytę neurologa.
Taki mam Sylwester. Rok temu musieliśmy uśpić Czarną...
A teraz Sówka się prawie przekręciła
. Póki co nie odtrąbiłam zwycięstwa, bo kuweta pusta.
Edit: poprawka wieku.