JózefK. pisze:Chciałabym podpytać jak Julcia i maluchy ? Czy kociak od mamy Dziubka przeżył ? (ten którego dwójka rodzeństwa nie przeżyła), jakoś nie mogłam znaleść aktualnego inf na wątkach:)
Kociak o którego pytasz- to nie kociak od Mamy Dziubka ale koteczka od kici z Lotniska z klapniętym uszkiem.- Rybci- niestety nie przeżyła.Odeszła kilka dni temu i jestem prawie pewna że powodem była jakaś wada genetyczna albo choroba wrodzona.Jako jedyna z miotu- bo wszystkie to były kotki- miała ogromną wolę życia.Jadła dużo bawiła się.Zauważyłam jednak ze prawie nie rośnie i po konsultacji z Wetką - moje przypuszczenia się niestety potwierdziły.
Ponieważ za dużo mnie to zdrowia kosztuje i utraconych nadziei - będę robiła wszystko aby maluchów na lotnisku z roku na rok rodziło się coraz mniej.
Nie napisałam o tym na wątku- zresztą ledwo ogarniamy pisanie o kotach w stadzie czy umieszczanie zdjęć.Wychodzę z założenia ze to są moje koty domowe- jeśli już je biorę do siebie ponoszę za nie całkowitą odpowiedzialność.Jak i koszty chociażby leczenia.Dlatego nie wspominałam o nich wcale na wątku - a takie były i to nie małe.W pewnym momencie lawinowo pochorowały nam sie wszystkie kociaki na kk.Antybiotyk, kilka opakowań kropli wcale nie tanich- bo musieliśmy zmieniać- gdyż nie było poprawy.Do tego maść p/grzybicy dla maluchów od Julci.
Nie pisałam o tym i nie napisałam o odejściu tej ostatniej koteczki bo byłam wściekła kiedy rano na dzień dobry zobaczyłam ją słaniającą się na łapkach.I wiesz co jest najgorsze- nie pisałam bo bardzo to odchorowałam.Nawet kilka dni nie pisałam na wątku a jedynej Osobie której o tym napisałam na mailu to Przyjaciel z Forum.
Niestety przy natłoku pracy obowiązków i wszystkiego co mamy codziennie do zrobienia - o pewnych rzeczach nie da rady pisać na bieżąco.Owszem mogłabym sie pochwalić że dwa kociaki od Julci - kocurek i kotka sa już w nowym domu- Ale też i wielkiej radości z tego nie ma.A to dlatego - ze od razu uprzedziłam skąd pochodzą kociaki i ja nie daję gwarancji jak długo pożyja i dadza radość domownikom.Mało tego sa nadal leczone na grzybicę podobnie - jak dwa kocurki które zostały w domu.
Ludziom zależało.Podjęli kontynuację leczenia i tylko z tego można się cieszyć.Najgorsze w tym wszystkim jest to że spijamy teraz całą śmietankę nieodpowiedzialnej opieki- i to nie naszej.Bo staramy się od początku robić wszystko aby to opanować.Ale zanim to opanujemy do końca- jeszcze nie jeden maluch zostanie zabrany z nadzieją na życie- i niestety nie raz się jeszcze zdarzy że ta nadzieja odejdzie.