Przepraszam, ze przyprawiłam Cię o palpitacje ale sama przez chwilę zwątpiłam w to, co widzę, zwłaszcza, że chyba wczoraj tego wątku w ogóle nie mogłam znaleźć...
Wracając do tematu i żeby nie oburzać się i nie rozdmuchiwać...wydaje mi się, że bywa i tak, że ludzie nie pomyślą wcześniej o sterylizacji, albo nikt im tego nie powie i nagle "stało się" - są kotki - nie można tego nazwać pseudohodowlą... Oni zapewne nie są świadomi tego, że robią źle i raczej nie przyznają się do tego, że tak naprawdę kociaki nie były planowane.
Ja niestety w moim własnym otoczeniu mam ludzi, którzy czasem postępują podobnie... Mają kilka kotów (ba, osiem), niemal wszystkie ze sobą spokrewnione (zaczęło się od bezdomnej kotki, która przyszła do nich urodzić małe) - są to chyba ze trzy pokolenia kotów (głównie kotek), z których chyba każda urodziła młode, mimo, że dostawały hormony - nie dla wszystkich małych i przynajmniej dla jednej z kotek skończyło się to dobrze (raz urodziły się martwe, a jedna z kotek umarła krótko po porodzie). Ostatecznie wszystkie są już "ciachnięte". Kociaki na szczęście znalazły domy, a zwykle jeden z każdego miotu zostawał w domu.Do tego towarzystwa doszła jakieś 1,5 roku temu jeszcze jedna kotka - znajda, która b. wcześnie dostała rujki (zanim zdążono ją wysterylizować) i...zaszła w ciążę Urodziła 3 kotki, z których jeden umarł, jeden został oddany, a jeden (znów kotka) jest cały czas przy matce mimo, że ma już z 5 miesięcy... I ta kotka "planowo" ma też mieć małe..."bo to takie fajne"... Zgrzytam na to zębami i wściekam się, mówię, tłumaczę, chcę prowadzić do schroniska, opowiadam o mojej Pysi i iluś tam kociątkach, których wziąć nie mogłam, a które być może już nie żyją...
Wstyd mi. Bo ludzie, o których piszę, to moi rodzice .