Wczoraj mój ponad 80-letni dziadek wypuścił Komcię na klatkę "bo chciała wyjść" tzn miauczała pod drzwiami.
Zorientowałam się dość szybko i przechwyciłam kotę na schodach.
Tłumaczyłam dość długo, że nie można, że nie wysterylizowana, samochody itp. Teoretycznie coś tam dotarło.
Dzisiaj znów przyłapałam dziadka na otwieraniu drzwi wejściowych przed panią kotą!
Rezultat taki, że wychodząc z domu zamknęłam kocię na klucz w moim pokoju. Pewnie się czuje pokrzywdzona, bo odkąd ją wzięłam łaziła po mieszkaniu właściwie bez ograniczeń. nikt jej do tej pory nie wypuszczał.
A dziadek jest już bardzo zdziecinniały i albo nie rozumie o czym mówię, albo woli udawać że nie rozumie (też mu się zdarza) bo myśli że wie lepiej
Obydwoje dziadkowie wychowali się na wsi, więc to że Komcia jest niewychodząca traktują jako moję fanaberie- ale do tej pory było tak jak prosiłam.
I co ja mam teraz zrobić?
Co z tego że okna mam pozabezpieczane skopro ktoś otwiera jej drzwi?
Qrcze to jak zostawiać kota z małym dzieckiem, z tym że dziecko chyba łatwiej przekonać i ono raczej pamięta co się wczoraj mówiło
Nie mogę nie pracować i siedzieć non -stop w domu, koty z czystym sumieniem chodzącej po mieszkaniu nie mogę zostawić, zamknięta w jednym pokoju jest nieszczęśliwa. W przypływie rozpaczy zastanawiałam się czy nie będzie lepiej ją wyadoptować - skoro mój dom nie jest już idealny. Ale tyle innych kociaczków czeka na dom, nawet gdybym znalazła dla niej świetny domek to zabierałaby go jakiemuś kotkowi ze schroniska czy innej znajdzie- zresztą nie jest przytulasta za bardzo co utrudniałoby znalezienie domku a ja bardzo ją kocham i nie chcę jej oddawać, ale dla jej dobra może powinnam
Już naprawdę nie wiem co mam robić dalej...
Wyć mi się chce