od roku chodzę do pewnego gospodrza na konie. oprócz koni są tam jeszcze m.in. koty. z reguły jak kotka się okociła to pan gospodarz zostawiał jej jednego ale resztę niestety musiał zabić. jakiś miesiąc (ponad) temu mama-kotka okociła się i nikt nie wiedział gdzie. dziś przenosiła maluchy w inne miejsce (bliżej stajni). i teraz.. co z nimi zrobić? kotki są juz podrośnięte i wygladają na zdrowe, ale są ... dzikie. z bliska widziałąm tylko jednego i normalnie się w nim zakochałam bo jest przecudny (czarno-biały o naprawdę czarującym rozmieszczeniu łat). czy byłby ktoś chętny na te kociaki? obawiam się że jak tylko zaczną normalnie chodzić po podwórku to ktoś może je pozabijać bo już za dużo tam jest kotów...
pzdr
ps aha... Gdynia