No i zapeszyłam chwaląc się że zdrowa. W środę wieczorkiem patrzę a oczka "zaklejone"... Wet przyjechał i powiedział że przeziębiona.
No i od czwartku dwa razy dziennie kropelki i co drugi dzień wet przyjeżdza z dwoma zastrzykami- antybiotyk i podnoszący odporność- biedny karczek mojego maleństwa
Tym bardziej nie chcę jej ciągnąć do gabinetu bo się boję że jej się od stresu pogorszy, ale długo kosztów wizyt domowych nie uciągnę...
A na dodatek poprawy nie widać, prawe oczko troszkę lepiej ale lewe gorzej- i kot mimo 22 stopni C w domu trzęśie się z zimna i zaleguje pod kocykiem.
(z termoforka nie chce korzystać- wogóle nakłonienie jej żeby pozostała w miejscu nie przez nią osobiście wybranym to ciężka sprawa)
Mam wyrzuty sumienia- bo może ten brak apetytu podczas rujki to był jakiś symptom nadchodzącej choroby i powinnam była zareagować wcześniej?
Proszę, Komeczku, wyzdrowiej mi szybko , bo ja się tak strzasznie boję...