bylam dzisiaj z siostrzencem (jest u mnie na wakacjach) na dzialkach na spacerze. troche sie zdenerwowalam. nie mam dzialki, a klucz mialam dorobiony, porzyczylam od znajomych posiadajacych dzialke. wracalismy z lasu akurat wiec weszlismy przez dziure. wracajac okazalo sie, ze zmienili klucze
(dawno tam nie bylam). no wiec doszlam do wniosku, ze przejdziemy na okolo dzialek, moze w tym czasie ktos bedzie wchodzil i zostawi drzwi otwarte. przy okazji zrobie rekonesans w kotach. okazalo sie, ze jest pare maluchow, w dobrym stanie, trzeba bedzie znalesc im dom, ale nie o tym. juz wracalismy, mielismy przejsc przez dziure w plocie i cos zamiauczalo. odwrocilam sie a w moim kierunku biegla mala bialo-bura kuleczka. na oko wygladal mi na 2 miesiecznego kociaka. dobiegl, w gruncie rzeczy ma nie wiecej jak 5 tygodni, zaropiale oczka i.... wlasciciela na dzialce z ktorej wybiegl. zaczelam prosic aby dal mi kociaka, nic z tego, jeszcze mnie kosa pogonil, ze na dzialkach jestem, a dzialki nie mam. ale co to dla mnie. zaczelam wrzeszczec, odchodzac, w duchu sie modlac aby kociak poszedl za mna. i tak sie stalo. siostrzeniec bacznie obserwowal (w koncu dziewieciolatka nikt nie oskarzy o kradziez kotka). gdy tylko zniknelismy za rogiem, kociaka zwinelam pod sweter i w te pedy do domu. po przemyciu oczek, nie wyglada to tak zle, zapalenie spojowek, naszczecie nie koci katar. maluch juz najedzony. jutro do weta (cholera dlaczego nie jestem mobilna? wrrr) no i rusza kacja znalezienia kotce domku. gdyby ktos byl chetny to podaje nr kom. 0-691276002, gg i maila mam w profilu. koteczka, bialo-bura. lepek i ogonek bure, kopia izydki z mojego zdjecia tylko duzo, duzo mniejsza. moze ktos by chcial...