Tak w skrócie - historia jednego miotu.
W ruinkach takiej posesji wypatrzyliśmy kotkę w ciąży. Obserwowaliśmy, pilnowaliśmy, karmiliśmy. Jak się zdażyło tak, ze kociaki zostały same, odłowione. Ta koteczka była najbardziej tchórzliwa. Poszła do ludzi z braciszkiem, którego zawsze się trzymała, chowając się przed wszystkim za jego szarym tyłeczkiem. Świetne warunki - ogromny teren, szklarnie, wszystko ogrodzone. Któregos dnia koty zniknęły. Szukali i znaleźli, po 4 dniach. W jednej ze szklarni. Kota ze zdjęcia nadziała się na pręt i wykrwawiła. Szary braciszek siedział nad nią... Po jakimś czasie, po tym zdarzeniu zniknął.
Największy kocurek z tego miotu poszdł do domu z pieknym ogrodem. Ktoś go ukradł. Był wielki, naprawdę, jak no kota. Grube łapy, potężny korpus i łepek.
Czawraty - miejscowość działkowo typowa. Dom koło lasu, pusto, na uboczu. Piekny, rudy kocurek. Wziął go człowiek, który nie chciał mieć kotów. Przy okazji był w lecznicy z kimś z rodziny. Poprosiłem go na moment żeby Rudzielca przytrzymał, bo coś chciałem znaleźć na zapleczu dla Ewy. Jak go wziął, tak już zostali. Już go nie wypuścił z rąk, przypadli sobie idealnie do gustu.
Dzieciaki się włóczyły po lesie z wiatrówką. Zastzrelili z wiatrówki Rudzielca.
To już cała historia. Krótka. Dłużej były jako płody i niemowlaki u nas, niż miały życia potem
Nie oddamy żadnego kota na kota wychodzącego i już. Mam takich historyjek zbyt wiele i nie mam ochoty "dopisywać" następnych.
Odławiając koty na odchuchanie i do adopcji - bierzemy odpowiedzialność za ich los. Jeśli ktoś jest innego zdania na temat "dopisywania" tragicznych historyjek, to może odłowić sobie malucha - dzikuska. Wykarmić butelką. Patrzeć jak rośnie. Jak się robi dorosły kot z kociaka. Potem patrzeć, gdzie się podział i czasem znajdować... a czasem nie, jak w tej historyjce.
Dasza, Siebaska - proszę bardzo, jeśli to jest zgodne z Waszym sumieniem i wiedzą - oddajcie swoje koty, martwiąc się później czy już wpadły pod samochód lub je ktoś z wiatrówki ustrzelił, lub nadziały się na coś, lub zjadł je bezpański, biedny, głodny psiak.
Yerzys - bardzo proszę, weź sobie kota i żałuj potem jego losu, bo to przecież tragiczne historyjki są wzruszające.
My mamy dosyć takich historyjek i chcemy patrzeć na koty, które się zestarzeją w domu, bez wzruszeń, spokojnie i bezpiecznie. A argumenty, że to fanatyczne podejście - jasne, że jest fanatyczne. A czego byście się chcieli spodziewać po adopcji z lecznicy weterynaryjnej? Podjście jest zawodowo fanatyczne i tyle. Nie mówiąc już o tym, że to jak oddajemy i komu koty to nasza sprawa i nie podlega dyskusji.