A ja z Kitkiem miałam tak: Pięć lat temu przeprowadziliśmy się na wieś. Dwa psy, małe dziecko. W domu rodzinnym zawsze były koty, wcześniej u babci koty "wiejskie", ale jak chciały, to do domu wchodziły. Miejsce gdzie mieszkam obecnie wydawało mi się wprost wymarzone dla wychodzącego kota i podejrzewałam, że prędzej czy później kot taki się pojawi. Nie szukałam jednak na siłę.
W zeszłym roku, mniej więcej w sierpniu, przyśniło mi się, że przyszedł do nas kot. Jak się obudziłam, wiedziałam, że kot na pewno do nas zawita, tylko go wyglądać. We wrześniu wybrałyśmy się z córeczką i teściową na długi spacer po okolicy. Jakieś 2 km od domu nagle "znikąd" pojawił się podrośnięty kociak. Ogon do góry i ruszył za nami. Pojawiła się też kotka i próbowała kociaka zawrócić, ale on z dostojną miną ją wyminą, jakby mówiąc, "mamo, idę na swoje". Szedł za nami do końca wsi. Kiedy zaczął się las zawołałam go pierwszym imieniem, które przyszło mi do głowy "Kitek". I Kitek podbudowany zachętą z mojej strony poszedł dalej. Przy domu wzięłam go na ręce i przeniosłam przez drzwi. Postawiłam w przedpokoju, gdzie były moje psice. Kot ogon do góry "jestem u siebie". Przez jakiś tydzień musiałam psom tłumaczyć, że to nie intruz ani zdobycz, kot znosił psie zainteresowanie (nachalne ale bez agresji) ze stoickim spokojem. Zrobiłam też rekonesans w tamtej wiosce i w mediach społecznościowych, czy to jednak nie czyjś pupil. Okazało się, że nikt za kotkiem nie tęskni, co więcej inne kociaki z miotu przybłąkały się do przypadkowych ludzi. Po tygodniu psy były już w odwrocie a kot zaczynał rządzić w domu. Oponentem początkowo był mąż, ale ostatecznie pogodził się z "kocim de factum". Obecnie zwierzaki żyją w komitywie, Kitek właśnie wyciągnięty na moim łóżku w pozycji sploot, obok pies. Mąż kota mizia częściej niż psy
Dodam, że nigdy nie byłam i nie jestem kociarą. Koty były w domu rodzinnym, ale ja zawsze najbardziej kochałam i kocham psy. Kitek moim zdaniem sam wybrał dom i to taki z potencjalnymi wrogami, jednak zrobił to z premedytacją. Kiedy mąż wytykał, mi, że kolejnego darmozjada przygarniam, odpowiedziałam, że "kot sam się wziął i nic na niego nie poradzę. Należy się po prostu z tym faktem pogodzić" I kochać swojego kota niedobrego