Cześć !
Otrzymałam satysfakcjonujące odpowiedzi odnośnie moich wakacji więc może i tutaj znajdą się osoby, które coś mi doradzą.
W listopadzie ubiegłego roku starsza kotka (obecnie na wygnaniu) przechodziła operację usunięcia listwy mlecznej (torbiele) oraz sterylizacji. Torbiele miała od kilku lat, ale czułam wielkie opory żeby coś z tym robić (i jak się okazuje słuszne) i postanowiłam nie ruszać do momentu aż zaczną jej przeszkadzać bądź rosnąć, jeden przerodził się we włókniaka i nie miałam już wyboru. Wszystko było prawie pięknie, bo w pachwinie trochę sobie odparzyła skórę i proces gojenia trwał dłużej niż zakładałam, ale nie wpłynęło to jakoś przerażająco na jej pooperacyjne samopoczucie. Stała się rozbrykana, żywsza i bardzo ciekawska.
Równo po miesiącu od operacji dla Bąbla przestawiła się klepka (oszalała) i rzuciła się na Chiko. Tej ciapie na szczęście udało się uciec i schować się wysoko pod sufitem gdzie jest nieosiągalna dla Bąbla (trzy łapki), ale była cała roztrzęsiona i nie chciała zejść przez cały dzień.
Wpierw pomyślałam, że ot baby się pokłóciły, odsapną, uspokoją się i będzie w porządku. Niestety nie. Dzień separacji nie przyniósł najmniejszej poprawy. Bąbel chciała i chce zabić Chiko. Próbowała dorwać ją przez drzwi.
Kolejna myśl- po sterylizacji może przestała się czuć pewnie i chodzi o terytorium i ponowną socjalizację. Przez tydzień zamiana miejscami i przez tydzień siebie nie widziały. Po tygodniu będąc z Bąblem w drugim pokoju delikatnie przetworzyłam drzwi żeby się zobaczyły- Bąbel się spięła, ale od razu się nie rzuciła. Zaatakowała dopiero kiedy zniknęłam poza framugę.
I potem kolejna myśl- resztki hormonów szaleją i wyładowuje na Chiko frustrację, ale jak się okazało też nie.
Atak nie jest poprzedzony syczeniem czy warczeniem. Bąbel jak z torpedy leci w kierunku Chiko z rządzą mordu. Drugi atak i jej warczenie przez drzwi doprowadziły do tego, że Chiko bała się wyjść z pokoju, poruszała się niesłyszalnie i schudła prawie kilogram (ja z kolei trzy). Doszło więc do brutalnej decyzji i wygnania Bąbla z domu do rodziców gdzie ich zna i mieszkanie więc wiedziałam, że tragedii dla niej nie będzie.
Pierwsze spotkanie po dwóch tygodniach- zero poprawy.
Kolejne po trzech tygodniach - zero poprawy.
Po ponad miesiącu - to samo.
Próbowałam uspokajać ją Zylkene - nie reaguje. Na początku wygnania brała Relaxer (zapobiegawczo gdyby tęskniła) - też nie reaguje. Dostała Relanium po drugim ataku- była piekielnie pobudzona, po Persenie to samo.
Od momentu jak ją przygarnęłam (przyjechała z Warszawy w wieku 8 lat) nie było aż takiej agresji w jej wykonaniu. Były potyczki, zaganianie w kąt, ale Chiko musiała się bardzo o to postarać. Socjalizacja trwała dosłownie kilka dni.
Agresja nie jest spowodowana narkozą. Zaraz po tym jak ją przygarnęłam miała usunięte trzy ząbki, ponieważ zapalenie było zbyt duże aby choćby próbować leczyć i wtedy nie było żadnych niepokojących komplikacji.
Veci rozkładają ręce, w Białymstoku behawiorysty nie ma, a nie jestem zbyt bogata i nie stać mnie aby ściągnąć behawiorystę np z Warszawy gdzie Bąbel i tak mieszka w Suwałkach więc nawet nie ma możliwości poobserwowania jej.
Skutek tego wszystkiego jest taki, że ja straciłam zaufanie do Bąbla co świetnie wyczuwa, Chiko się jej boi i jesteśmy wszystkie trzy w separacji. Chciałabym ją z powrotem ściągnąć, ale nawet jak jadę z Chiko do rodziców muszą być rozdzielone.
Ktoś jest w stanie mi coś poradzić ?