skierowala mnie tu kolezanka kociara. Chcialam sie wiec przywitac i poprosic o pomoc bo nie mam juz pomysłów a sytuacja mnie przerasta. Stan jest taki: 4 lata temu adoptowalam ze schroniska kocice 3 letnia. Kotka jako jedynaczka byla u nas 2 lata, poczym dokociłam sie z Fundacji półroczną kotką. Z początku rezydentka unikała małej kotki, schodziła jej z drogi. W ten sposób została "przegoniona" przez nią z jej ulubionego fotela i innych miejsc, w których rezydentka lubiła przebywac (dla nowej kotki zostalo zakupione legowisko, ale ona i tak wolała tam gdzie rezydentka). Rezydentka czasem stawała w obronie swojego terytorium albo syczeniem, albo pacnęła młodą łapką i uciekała. Minął rok, mała podrosła i teraz dopiero zaczął sie problem. Koty codziennie toczą ze sobą boje, w zasadzie od rana do wieczora jest jedno wielkie łubudubu. Rezydentka przestała uciekac i zaczęła sie bronic (bo glownie atakuje młoda), ale konczy sie to dla niej coraz bardziej niebezpiecznie. Juz 3 razy musialam jechac do weta z powodu uszkodzeń. W tej chwili starsza kotka leczy wygryzioną ranę na grzbiecie i poszarpane ucho.
Były feromony, bylo izolowanie i stopniowe "zapoznawanie" kotow. Obie kotki sa wysterylizowane, kazda ma wlasne miejsce do lezenia (przynajmniej w teorii, bo mała zawłaszcza wszystko), swoje miski i kuwety. Przyznam, ze przechodzi mi przez mysl oddanie jej do Fundacji z ktorej zostala adoptowana, bo martwie sie, że kiedys mozemy nie zdążyć ich rozdzielić i stanie sie nieszczescie.
Czy jest szansa na pogodzenie kotow, co moge zrobic, moze macie jakies sprawdzone sposoby?
Na czas naszej nieobecnosci w domu koty sa zamykane w oddzielnych pokojach, zeby krzywdy sobie nie zrobily.
Po mojej 3 wizycie wet zasugerowal oddanie ktoregos z kotow (starsza ma mniejsza szanse na ew. adopcje wiec pewnie pomyslalabym o mlodszej, ale sprobuje jeszcze popracowac nad ich relacjami)