» Śro lut 22, 2017 10:25
Re: Śmiercionośna choroba?
Melania,
pozdrawiam Ciebie z całego serca. I rozumiem. Sama przez to obecnie przechodzę. Niedawno odszedł mój Piguś, teraz jest razem na działce ze swoim najlepszym przyjacielem, Teosiem, który odszedł 1,5 roku temu. Piguś miał 13.5 roku, Teoś 16.5. Straszne za nimi tęsknię, a wyrzuty, że przegapiłam chorobę Pigusia (trzustka), są ogromnie. Zwiódł mnie jego do końca wspaniały apetyt, kiedy się zorientowałam, że trzustka wysiadła - zewnętrznowydalnicza niewydolność trzustki, nie pomogła kroplówka, a może i zaszkodziła - stress, i w nocy szybko odszedł, prawdopodobnie, jak objawy wskazują, obrzęk płuc. Byłam z nim mocno emocjonalnie związana, tym bardziej że to był przyjaciel mojego słodkiego Teosia. Też, tak jak Ty, rozpaczam, analizuję, co zrobiłam źle, czego zaniechałam, i choć zdaje sprawę że czasu nie wrócę, nie mogę się z tym pogodzić, mam taki żal do siebie. Została roczna Julcia, której Piguś nie akceptował, on zmienił się bardzo po odejściu Teosia, tęsknił za nim, szukał, a mała kotka chciała się bawić, wskakiwala na niego. Tak jak tu radzili, izolowałam ich, Piguś miał takie miejsce na lodówce, gdzie kotka nie mogła doskoczyć, nieraz ją zamykałam, by Piguś mógł swobodnie chodzić a nie czaić że ona z kąta na niego wskoczy. Od tygodnia mam 6 letnią szaroburą kotkę ze schroniska, po przejściach, jej właściciel zmarł, spadkobiercy sprzedali dom, wzięli pieniądze a ją oddali do schroniska. 6 razy rodziła, miała ropomacicę, po operacji, sterylizacji a w wyniku powikłań po katarze bielmo na oku, nie widzi na nie. Już sie zadomawia, chyba się jej u nas podoba, przyjeta została z duzą miłością, Julcia ma duży respekt, nie atakuje jej, czasem parska ale chyba się polubią. Jest taka łagodna, dostojna, troche baryłeczka, bo rozpieszczali ją trochę w tym szpitaliku schroniskowym, by zrekompensować jej los. Jej obecność koi moją rozpacz, ale i tak, jak wspominam Pigusia, ogarnia mnie taki smutek, tesknota, był dla mnie nieomal....... że ..... Mam cudowną rodzinę, jestem artystą, ale taką trochę pokręconą "kocią mamą" tak już mnie w dzieciństwie nazywali, i te moje 7 kotów (tyle było przedtem) i 2 psy - wszystkie prawie znajduszki lub ze schroniska traktowałam jak ludzkich członków rodziny. Ściskam mocno, nie jesteś sama. Bożenna