KULAK pisze:Zatem milion mocnych
Już nie potrzebne kciuki, osoba nawet nie raczyła przyjechać w umówione miejsce w Łodzi, ja czekając pół godziny z mężem i kotem w samochodzie zadzwoniłam to nawet nie odebrała telefonu.
Prosiłam wcześniej, że gdyby się rozmyśliła to niech chociaż napisze sms abym nie czekała na mrozie.
Najgorsze jest jednak nie to, że nie przyjechała, ale to, że mój mąż już nie będzie mi pomagał i mam zająć się sobą w pierwszej kolejności a nie użerać się z ludźmi. Są od tego instytucje takie jak schroniska czy fundacje, a jak mi serce całkiem wysiądzie to nie chce zostać z tym stadem na głowie.
Rozumiem, po 10 latach mojego borykania się pomocą kotom i ludźmi, powiedział swoje zdanie i muszę mu przyznać niestety rację, że miarka się przebrała i to nie przez koty tylko przez takich właśnie ludzi.
Szkoda mu też było tej żałośnie miauczącej kotki w kontenerku, a i mi się płakać chciało gdy patrzyłam na nią.
Dodam, że to nie pierwszy taki przypadek gdy ktoś się umawia, ale pierwszy gdy pojechałam z kotem na umówione spotkanie.
Chodzi o tą dorosłą koteczkę z wrzodem na oczku i uszkodzeniem rogówki viewtopic.php?f=1&t=177132
Surykatka ogląda tv