Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy ...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sie 22, 2016 22:03 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Tylko cy te piwnice sa tych mieszkancow czy miasta/spółdzielni?
fajnie ze ludzie chcą pomagać, to miłe, że sie nie wypierają. Wszyscy mają zwierzaki w mieszkaniach?

ja tylko podkreśliłam, że na pytanie co robić jedyną odpowiedzią jest działać tak dalej.
rozumiem niemożność wzięcia kolejnego kota, sama mam ten "problem sumieniowy"

monitoring firm, albo bloku nie obejmuje miejsca znalezienia kota?

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon sie 22, 2016 22:04 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Ewa.KM pisze:Wiesz może na zasadzie tam biegnę gdzie pożar. Skoro fundacja wiedziała, że sie kotami opiekujesz i sama wyłapujesz to nie było pilnej potrzeby pomocy, a może po prostu pomagaja chętniej znajomym królika :) Może zrób im taki 4-5 osobowy domej styropianowe, skora sa z tego samego miotu to powinny mieszkac razem. A jak sie tam zadomowią to kiedyś można by zasłaniając w takim domku wejście deską cały miot zapakowac na kastrację. koty szybko dorastają i za chwile moga byc kolejne kociaki. Jesli uda Ci sie utrzymac te liczbnośc 5-6 sztuk to juz bedzie sukces. A w opłaceniu sterylizacji pomoze Powszechna Sterylizacja. viewtopic.php?f=1&t=176097 Cos ostatnio czytałam, że także Karuna dostała jakiąs spora darowizne i od wrzesnia rusza z kastracja na szeroka skalę.


... pewnie tak ... uważano, że moje są zaopiekowane, że sobie poradzę. A ja chciałam, żeby mi pomogli znaleść im domy ... tylko tyle i AŻ tyle!
Sterylizuję na własny koszt ... nie ma sprawy :) Te maluchy też wyłapię i wysterylizuję jak podrosną ... tylko czy taki los mam im zafundować czy jednak zasługują na swoje domy, swojego człowieka?

marya55

 
Posty: 37
Od: Wto sty 05, 2016 12:41

Post » Pon sie 22, 2016 22:06 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

dorosłe, jeśli nie są zaniedbane, znaczy radzą sobie, nie chorują, jedzą nie potrzebują człowieka na stałe. znają wolność i ją kochają. to jest ich życie.
można tylko próbować z młodymi, ale to pod warunkiem znalezienia domów tymczasowych, w których ktoś je pogłaska parę razy dziennie, pogada do nich, da ciepło i pokaże że człowieki nie krzywdzą

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon sie 22, 2016 22:08 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

AleksandraZebrowata pisze:
monitoring firm, albo bloku nie obejmuje miejsca znalezienia kota?


... nasza firma akurat z tej strony nie ma kamery. Montujemy ją teraz, lada dzień!!!
Monitoring innej firmy nie obejmuje tej cześci podwórka ... niestety :(
Ostatnio edytowano Pon sie 22, 2016 22:10 przez marya55, łącznie edytowano 1 raz

marya55

 
Posty: 37
Od: Wto sty 05, 2016 12:41

Post » Pon sie 22, 2016 22:09 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

:(

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon sie 22, 2016 22:14 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

AleksandraZebrowata pisze:dorosłe, jeśli nie są zaniedbane, znaczy radzą sobie, nie chorują, jedzą nie potrzebują człowieka na stałe. znają wolność i ją kochają. to jest ich życie.
można tylko próbować z młodymi, ale to pod warunkiem znalezienia domów tymczasowych, w których ktoś je pogłaska parę razy dziennie, pogada do nich, da ciepło i pokaże że człowieki nie krzywdzą


... dokładnie tak ... dorosłe wiem, że sobie poradzą, zwłaszcza, że mają pomoc. Są już wysterylizowane.
A moim największym marzeniem było właśnie znalezienie domów tymczasowych tej piątce maluchów ... i tu niestety poległam ... nie udało mi się!!!

marya55

 
Posty: 37
Od: Wto sty 05, 2016 12:41

Post » Pon sie 22, 2016 22:52 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Z domami jest najtrudniej. A takie 5 miesięczne, które nigdy nie były głaskane i nie podchodzą do człowieka to już chyba za późno na udomowienie
Obrazek

Ewa.KM

 
Posty: 3765
Od: Śro mar 20, 2013 23:32

Post » Wto sie 23, 2016 7:43 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Jeśli mają już 5 m-cy to może jednak bym je zostawiła. Choć kiedyś z takimi podlotkami zrobiłam w ten sposób, że powysyłałam mailowo propozycje do stajni i agroturystyk i wysterylizowane tam poprzenosiłam (odzew był mały, 2 agroturystyki na ok. 50 maili). Mają bezpieczniej niż w mieście a i na osiedlu mniej kotów, przez co tak nie kłują w oczy głupków.
Obrazek

rastanja

 
Posty: 1637
Od: Czw maja 10, 2012 20:37
Lokalizacja: M-chód

Post » Wto sie 23, 2016 8:01 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Witam wszystkich, koleżanka podesłała mi link do tego wątku, bo stwierdziła że chyba o nas jest tu mowa i faktycznie tak jest. Jestem wolontariuszem w stowarzyszeniu z Sosnowca i wraz z grupą ok 10 osób prowadzimy przytulisko dla kotów. Pani marya55 zwracała się m.in. do nas o pomoc, której jak czytam nie uzyskała, więc chcę napisać, jak to wygląda z naszej strony.
Pani marya55 zdzwoniła do nas z prośbą o pomoc dla kotki ok 3 miesięcznej z silnym katarem, ze stada które dokarmia. Kotkę przyjęliśmy do naszej kociarni, wyleczyliśmy i obecnie szukamy jej domu, kotka cały czas jest u nas. Kilka tygodni później Pani marya55 poprosiła nas o pomoc w sprawie kotki, którą sterylizowała we własnym zakresie. Kotka była w lecznicy, odmawiała jedzenia, siedziała w ciasnej klatce. Ustaliliśmy, ze kotka przyjedzie do naszego przytuliska, gdzie będzie miała większy boks i może będzie spokojniej, zostanie do czasu wypuszczenia na wolność. Kotka u nas co prawda zaczęła jeść, ale niestety w 4 dobie jej stan się pogorszył i kotka odeszła. Nasza wolontariuszka zabrała kotkę na sekcję do naszego gabinetu. Sekcja tak jak Pani marya 55 pisała, wykazała obrzęk płuc. Nie wiemy dlaczego tak się stało, ale czasami niestety takie rzeczy się zdarzają, na szczęście bardzo rzadko, niemniej bardzo szkoda kotki. Następnie Pani marya55 poprosiła mnie o zabranie do przytuliska dzikich kociąt ok 4 miesięcznych. Kotki były zdrowe, tyle że w późniejszych rozmowach okazało się, ze są zapchlone. Nie przyjęliśmy kociąt, ponieważ nie przyjmujemy zdrowych wolno żyjących kotów na oswajanie, a tym bardziej w szczycie "kociego sezonu". Pani marya55 zapisała się kilka dni temu na naszym wątku i przeczytała, ze przyjęliśmy kocią rodzinę, a jej kotki uznaliśmy za gorsze i odmówiliśmy pomocy. Kocia rodzina, którą teraz przyjęliśmy, to matka i 6 kotków ok 4 tygodniowych. Kotka urodziła na śmietniku przy szpitalu, zawiadomiły nas pielęgniarki, ze kocięta są chore. Matka jest mocno wychudzona, z tyłka sterczał jej tasiemiec, natomiast 3 maleństwa straciły już po jednym oczku, a jedna kotka może stracić też drugie i zostanie ślepaczkiem. Musimy ich wyleczyć, matka wróci do siebie po sterylizacji, a kocięta pewnie będą do adopcji. Dlatego dla tych kotów znalazło się miejsce, a zdrowe kotki wolno żyjące od Pani marii 55 zostały tam gdzie były. Pani marya 55 zadzwoniła do nas również w sprawie kolejnej kotki wolno żyjącej, która sterylizowała. Kotka ponoć przestała jeść w lecznicy, w której była trzymana po sterylce, weterynarz zalecił wypuszczenie po 3 dniach. Zaproponowałam, ze kotkę weźmiemy do przytuliska albo do naszej koleżanki, która sterylizuje koty wolno żyjące i tam ja przechowamy do czasu wypuszczenia żeby miała większy spokój i żeby nie musiała wracać już po 3 dniach tylko została do tygodnia. Porozmawiałam jednak na temat tej kotki bezpośrednio z weterynarzem i ustaliliśmy że kotka zostanie u niego 5 dni i nie będziemy jej już nigdzie przenosić.
Pani marya55 tak jak pisze sama ponosi koszty opieki nad kotami, którymi się opiekuje i nas też wspierała finansowo i karmą, za co bardzo dziękujemy.
To co Pani robi dla tych kotów jest na prawdę wspaniałe i chylę czoła za zaangażowanie i dobre serce. Mam nadzieję, że znajdzie Pani w sobie siłę na dalsze pomaganie wbrew przeciwnościom. :1luvu:
Muszę jednak przyznać, że to bardzo nie w porządku pisać, że nie otrzymała Pani żadnej pomocy i że jesteśmy tacy niedobrzy, przy tym trochę Pani ponaginała fakty. Jesteśmy grupą wolontariuszy, tak jak piszę jakieś 10 osób, przy czym stale pomagających w kociarni jest z 6 osób, które każdą wolną chwilę poświęcają na ta działalność. Codziennie odbieramy po kilka-kilkanaście telefonów z prośbą o pomoc i prawie zawsze o zabranie jakiś kotów do siebie. Nie ma takiej fizycznej możliwości żeby wszystkim pomóc i myślę, że wszyscy to rozumieją. Pomagamy przede wszystkim w leczeniu, sterylizacji i szukaniu domów kotom domowym. Nie przyjmujemy do przytuliska ani do schroniska kotów zdrowych wolno żyjących, bo nie tam jest ich miejsce i zamierzamy położyć większy nacisk na tłumaczenie tego głównie mieszkańcom miast.
Pozdrawiam wszystkich kociarzy.

The Szops

 
Posty: 4990
Od: Sob lip 30, 2011 15:08
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Wto sie 23, 2016 8:02 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Proszę szukać dla nich lepszego miejsca, w jakiś gospodarstwach, stajniach itp. My niestety mamy ten sam problem z kotami, które musimy wypuścić, a nie bardzo mamy gdzie.

The Szops

 
Posty: 4990
Od: Sob lip 30, 2011 15:08
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Wto sie 23, 2016 9:19 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

W stajniach wcale nie jest tak różowo. Koniarze zazwyczaj nie maja serca dla kotów. Duży teren, trudno koty kontrolować, ludzie tj. kursanci często podrzucaja kolejne uważając, że jak kilka się uchowa to i kolejny też. A złapac i wykastrowac takiego podrzuctka jest bardzo trudno. Zimą w zabudowaniach jest zimniej niż w piwnicach w bloku, koty się nie socjalizuja i nie maja odwagi przyjśc tam gdzie są ludzie i gdzie jest ciepło
Obrazek

Ewa.KM

 
Posty: 3765
Od: Śro mar 20, 2013 23:32

Post » Wto sie 23, 2016 11:27 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

W kwestii "mieszkam w bloku i mam już 2 swoje koty" - mieszkam w bloku, mam psa (tymczas) i 4 własne koty plus tymczasy. Też pracuję zawodowo, też dojeżdżam i nie ma mnie czasem dłużej niż 10 h. Większość osób na forum ma (wliczając tymczasy) więcej niż 2 koty i - kombinując jak koń pod górkę - dają radę ogarnąć i pracę, i swoje koty i tymczasy (w tym ogłoszenia i odpowiedzi na nie). Nie jest różowo, ale można.
W kwestii fundacji - fundacja nie dostaje żadnych pieniędzy z budżetu miasta/gminy. Ma tylko to, co wolontariusze (a więc osoby, które pracują zawodowo, mają zwykle własne zwierzęta, plus odwalają dyżury w schronisku/przytulisku/przy łapankach/interwencjach) mówiąc brutalnie wyżebrają u firm i na fb, na wydarzeniach zwierząt, które prowadzą. W większości przypadków (bo pomijam "czarne owce" typu Kocia Mama) nie mają pracowników etatowych. Codziennie wolontariusze odbierają dziesiątki zgłoszeń o kotach/psach/etc. wymagających zaopiekowania. Nie mają ani lokali, ani pieniędzy, ani rąk by ogarnąć wszystkie zgłaszane zwierzaki, zwłaszcza że zdarzają się nie raz zgłoszenia pt " zabierzcie mojego kota/psa bo jest stary, śmierdzi i nie mam już możliwości zajęcia się nim/kotka mi się puściła, małe już widzą i jedzą więc zabierzcie je natychmiast bo utopię/wywalę etc.". Dlatego niestety jeśli koty w miarę sobie radzą (tzn nie są ciężko chore/ciężko ranne) to często z żalem, ale odmawiają zabrania. Bo nie jest rozwiązaniem zapchanie wszystkich dostępnych miejscówek kotami, które jakoś tam sobie radzą (dzięki pomocy karmicielek), bo miejscówki szybko się kończą a musi być rezerwa na np. kota po wypadku/psa po ciężkiej operacji/świnek morskich odebranych po dramatycznej interwencji, na wpół zagłodzonych.
Mam nadzieję, że to zrozumiesz i pozbędziesz się podejścia "ja już mam 2 koty, a wy jak macie 20 to 15 dodatkowych macie zabrać jutro". Bo wolontariusze tworzący fundacje to też ludzie. I też mają swoje granice możliwości.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24229
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Wto sie 23, 2016 11:38 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

To ja stwierdzę tylko, że w momencie kiedy ja potrzebowałam ulokować gdzieś kota odstałam informacje, ze fundacje do których się zgłaszam działają głównie na zasadzie DT, gdzie nie mogą upchnąć więcej kociaków niż dom deklaruje. Więc jak taka pańcia pod szyldem fundacji opiekuje się chorymi czy zdrowymi dwoma kotami jest ok.
Jak prywatny człowiek stwierdza, że w jego mieszkaniu pomieszczą się tylko dwa koty to jest złem wcielonym?

po za tym jeśli ktoś nie oczekuje od fundacji pieniędzy tylko pomocy logistycznej to takie złe? Nie wszyscy mają doświadczenie w tym jak się to robi (socjalizuje, kiedy, jak, ogłasza, szuka domów). Dla dobra ogólnego nie można poświęcić pół godziny rozmowy, żeby komuś pomóc pomagać?
Może wtedy dziewczyna by wiedziała, że jest za pożno już. Ze wcześniej powinna je ogłaskiwać, chociażby zaklatkować w jednej z piwnic i również ci mieszkancy mogliby to robić. Jak latają luzem i zwiewają to nie socjalizuje kotów.

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto sie 23, 2016 11:49 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

Wszystko prawda, ale fundacje maja bonusy:
- talony z gminy na kastracje i leczenie
- lokal od miasta na preferencyjnych warunkach
- możliwość organizowania zbiórek publicznych do puszek
- możliwość pozyskiwania dotacji (sama w tym roku dla zaprzyjaźnionej fundacji zdobyłam 5 tys z FIO i drugie tyle z UM)
- możliwość pozyskiwania sponsorów chociażby w zamian za reklamę
- zdobywanie karmy np. w konkursie Krakvetu
- zbieranie kasy poprzez Fanimani, Siepomaga itp.
- możliwość organizowania loterii, licytacji
- mozliwość negocjacji cen z wetami, zabiegania o karmę z gminy.
Obrazek

Ewa.KM

 
Posty: 3765
Od: Śro mar 20, 2013 23:32

Post » Wto sie 23, 2016 11:55 Re: Stadko wolno żyjących kotów w Katowicach i moje dylematy

AleksandraZebrowata pisze:To ja stwierdzę tylko, że w momencie kiedy ja potrzebowałam ulokować gdzieś kota odstałam informacje, ze fundacje do których się zgłaszam działają głównie na zasadzie DT, gdzie nie mogą upchnąć więcej kociaków niż dom deklaruje. Więc jak taka pańcia pod szyldem fundacji opiekuje się chorymi czy zdrowymi dwoma kotami jest ok.
Jak prywatny człowiek stwierdza, że w jego mieszkaniu pomieszczą się tylko dwa koty to jest złem wcielonym?

po za tym jeśli ktoś nie oczekuje od fundacji pieniędzy tylko pomocy logistycznej to takie złe? Nie wszyscy mają doświadczenie w tym jak się to robi (socjalizuje, kiedy, jak, ogłasza, szuka domów). Dla dobra ogólnego nie można poświęcić pół godziny rozmowy, żeby komuś pomóc pomagać?


Pańcie to mówią "Ja mam kota,więc wy weźcie te dzikusy spod bloku, co mi szczają na samochód". Żaden DT jakiego znam (nie tylko fundacyjne, bo np. ja nie jestem fundacyjna tylko swoja osobista :wink: ) nie ma tylko 2 kotów pod opieką. Zwykle to są 2 swoje + tymczasy (od 2 wzwyż). I jeśli ktoś mówi "ja mam 2 koty i nie mogę wziąć więcej nawet na chwilę" to ma obowiązek uszanować "nie mamy miejsca na 5 kilkumiesięcznych w miarę zdrowych dziczków". Bo przypominam WOLONTARIUSZ/DT TO TEŻ PRYWATNY CZŁOWIEK, KTÓRY NIE MA OBOWIĄZKU WZIĘCIA WSZYSTKICH KOTÓW KTÓRE KTOKOLWIEK ZGŁOSI, ZWŁASZCZA ŻE NIE DOSTAJE ZA TO PIENIĘDZY I NIE PODPISYWAŁ UMOWY, ŻE COKOLWIEK ŻYJE, MOŻE TRAFIĆ DO JEGO DOMU. Jako osobie prywatnej zwierzęta "do zaopiekowania" zgłaszają mi tylko sąsiedzi i znajomi - na szczęście generalnie nie umierają ze zdziwienia, że nie zamierzam przygarniać kolejnego zdrowego dziczka. Fundacyjne numery/adresy mailowe są w sieci a tych beznetowych wspierają bardziej oblatani sąsiedzi (ostatnio w lumpku słyszałam jak jedna pani drugiej pani sugerowała oddanie psa do schroniska, skoro nie ma kasy na leczenie go).
Pomoc logistyczna to przewiezienie kota, udostępnienie konta do zbiórki (przy dużych a drogich zabiegach), umieszczenie kotów/psów na stronie fundacji w zakładce "do adopcji". To nie przekłada się na brak miejsc w DT, które były i jeszcze długo będą "wąskim gardłem" w pomocy zwierzętom.
Bo łatwiej jest zebrać pieniądze, załatwić tańsze leczenie, wypożyczyć klatkę-łapkę (wartą kilkaset zł) niż znaleźć wolne DT.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24229
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: makrzy, Zeeni i 490 gości