» Czw mar 02, 2017 20:09
Re: Tomaszów mazowiecki pomocy!
smutnej historii ciąg dalszy.
Po tym jak Miasto Kotów zabrało kotkę wraz z kociętami na DT i oznajmiło, że potem nie będą mieć dla niej miejsca, a na przystani w zimie nie da sobie rady zdeklarowałam się z DT. W międzyczasie intensywanie szukałam jej domu. Znalazł sie jeden DS wychodzący przy bocznej uliczce w Piotrkowie- skonsultowałam się z panią z Miasta Kotów odradziła, bo przy drodze jest hurtownia. Znalazł się DS niewychodzący sensowny Piotrkowie, osobiście pojechałam tam oddać im kota.
Pani wydawała się super: przygotowana, miała wcześniej kota który zmarł na raka trzustki, pokazała ksiażeczkę z wpisami o leczeniu, zdjęcia kota śpiącego w łóżku itp.kupiła właściwą karmę, żwirek itp. Po kilku dniach dostałam zdjęcia z DS - kot śpi z synem pani w łóżku itp sielankowe obrazy.
Miesiąc później telefon - kot atakuje ręce drapie i gryzie. Zapytałam czy kota zabrać (miałam jeszcze możliwość DT u siebie i u koleżanki) -"nie chcą ją nadal tylko potrzebują pomocy", na wszelki wypadek robie ogloszenia, załatwiłam behawiorystkę, zapłaciłam. Behawiorystka oceniła, że kot jest fajny, rokujący, ale potrzebuje dużo zabawy, której mu nie dostarczają. Obiecali pracę z kotem itp.kota chcą nadal. Miesiąc później znowu - kot zaczął atakowac nogi, syn ma depresję, leczy się, a kot go ugryzł i pogryzł kabelek od słuchawek oni się boją, ze syn zrobi kotu krzywdę, a ma 1,90m i wazy 100kg. Dobra - nie mam juz DT (zajely 2 koty) ale załatwiam organizuję, że kota zabieram, Pani przestaje odbierać telefon, po 2 dniach pisze, że oni kota zostawiają, ze się przywiazali, syn zareagowal emocjonalnie, a ma depresję blabla akcja odwolana. Konsultuja sie tez z behawiorystka, która dzwoni do mnie i mowi, ze odnosi wrazenie, że oni zyją pod dyktando nastrojow syna itp. 1,5msc pozniej sms - prosze przyjechac po kota, bo syn zrobi mu krzywdę. Tylko, że u mnie od tego czasu 2 koty na DT, u kolezanek DT juz sie zapelnily, oprocz tego ja w leżącej ciąży, maż się wyprowadził zero szans, zeby po kota pojechać 200km i przywieźć chociaż do lokalnego śląskiego schronu. Piszę więc do Pani z Miasta Kotów gdzie najlepiej nakazać obecnym właścicielom ją zawieźć - schrony w okolicy są 3. Pani mi pisze, ze mam sobie wyguglać i że w ogole jak kot ma być wzięty do schronu, to niepotrzebnie był zabierany z przystani.
Nosz !!!
Tylko, ze ja od poczatku prosiłam, żeby po prostu jakas lokalna organizacja kota wysterylizowała i odwiozła na miejsce!