Dnia 13 czerwca zaginęła moja ukochana kotka Pamela. Mieszkam w Krakowie (os. Nowy Bieżanów). Około godziny 11-12.00 w południe uciekła z domu. Ma na imię Pamela, wiek 10 miesięcy, umaszczenie czarne, oczy złoto-zielone, żadnych znaków szczególnych. Pamela była niewychodząca, domowa. Kilka razy była na smyczy koło domu i bez smyczy koło domu. Ale bez smyczy zawsze pod kontrolą, nigdy sama. Pamela nie była jeszcze wysterylizowana. Nie wiem co mi się pomieszało, że sterylizować można dopiero po ukończeniu 12 miesięcy. Teraz wiem, że można już od 6 miesiąca. Czy miała rujkę nie wiem, prawdopodobnie tak. U nas na tym samym podwórku stoi jeszcze jeden dom (mojego brata). Ma on kota (wykastrowany) ma 10 lat i kotkę (wysterylizowana) ma 5 lat. Koty są wychodzące. Boję się, że koty brata mogły wystraszyć Pamelę i dlatego uciekła spod domu. Ogłoszenia rozklejone na osiedlu kilka godzin po jej zniknięciu. Najbliżsi sąsiedzi powiadomieni. Do skrzynek pocztowych wszystkich na naszej ulicy powrzucane specjalnie wydrukowane ogłoszenia z prośbą o sprawdzenie piwnic i zakamarków na posesjach. Chodziliśmy popołudniami po osiedlu, po krzakach, zakamarkach, kicialiśmy. Wieczorami, nocą i o 4.00 nad ranem to samo. Ogłoszenia po lecznicach weterynaryjnych. W schronisku byłam kilka razy. Nie ma jej od miesiąca.
Link do ogłoszenia na facebook-u:
https://www.facebook.com/groups/Zaginio ... 564709949/Pamela.
Szukając naszej czarnej kotki Pameli znaleźliśmy inną kotkę bardzo podobną do niej (ale to niestety nie ona). Dnia 7 lipca 2016 nad ranem o 5:00 miauczała do pani na balkonie na ul. Bieżanowskiej. Pani znalazła ogłoszenie i dała mi znać. Złapała się do klatki-łapki na drugi dzień rano. Przywieźliśmy ją do domu i wypuściliśmy, a ona zaszyła się w kąt. Próby podejścia do niej kończyły się ucieczką. Teraz siedzi na szafie od kilku dni. Daje się głaskać i coraz mniej się boi, jednak cały czas trzyma się szafy.
Chciałam ją zatrzymać niestety nie mogę. Jutro rozklejam ogłoszenia o znalezieniu Tosi. Jeżeli nie znajdzie się jej właściciel, to szukam jej nowego domku.
Przemyślałam to bardzo intensywnie i z bólem serca, ale niestety nie mogę sobie pozwolić na trzy kotki.
Wciąż szukam Pameli i wierzę, że ona się odnajdzie. To byłoby nieuczciwe, gdyby odnalazła się Pamela i wtedy miałabym Tosię komuś oddać. Tosia może u nas zostać tymczasowo tyle ile będzie trzeba. Nie oddam jej do schroniska. Jednak liczę, że Tosia skradnie komuś serce. Chciałabym znaleźć jej jak najszybciej wspaniały dom, żeby się do nas za bardzo nie przyzwyczaiła, tylko, żeby mogła poznawać dobrze już ten dom, w którym zamieszka na całe życie.
A może Tosia miała dom? Może komuś zginęła? Jutro rozwieszam plakaty w okolicy, gdzie ją znalazłam.
Kontakt telefoniczny ze mną: 607 332 553 i wątek Tosi:
viewtopic.php?f=1&t=175969
Historia Tosi, gdy jeszcze nie byliśmy pewni, czy to Pamela, czy nie. --------------------------------------------------------------------------------
Dnia 7 czerwca w czwartek (tydzień temu) zadzwoniła do mnie pani, że o 5.00 rano na jej balkonie na parterze w domu miauczał kotek i chciał wejść do domu. Pani ma 3 swoje kotki i nie wpuściła jej do środka. W dzień zobaczyła moje ogłoszenie i powiadomiła mnie. Pani mieszka około kilometra od nas. Byłam u niej tego dnia po południu, kiciałam w ogródku, kici nie było. Postanowiłam postawić u niej pod domem pod balkonem klatkę-łapkę. Na drugi dzień w piątek o 6.00 rano złapała się do klatki kicia. Na pierwszy rzut oka jak Pamela, a przynajmniej bardzo podobna. Zabraliśmy kicię w klatce do domu i wypuściliśmy na jej ulubionym poddaszu. Czmychnęła pod dach, skuliła się i tak została. Na poddaszu jest jej kuweta, ma tam jedzenie i picie. Po kilku godzinach schowała się za szafę. Próba podejścia do niej, pomalutku i spokojnie skończyła się jej ucieczką w inny kąt poddasza. Daliśmy jej spokój. Chciałam jechać z nią w piątek do weterynarza. Ale nie było szans, żeby ją włożyć do transporterka. Sprawdzałam tylko gdzie się chowa i zostawiałam ją w spokoju. Po piątku przyszła sobota i ona nic nie zjadła. W miseczkach suche jedzenie, jedzenie z konserwy, surowe mięso - nic nie tknięte. Zmieniła miejsce pobytu tym razem pod inną szafą. Przystawiłyśmy z córką transporterek do szafy i jakimś cudem udało się, że ona do niego weszła, chociaż łatwo nie było. Pojechaliśmy do lekarza, niestety nie do naszego, bo to sobota była. Opowiadam mu co to za kicia, że to może nasza Pamela, ale pewni nie jesteśmy. Mówię, jak ciężko było, żeby do transporterka weszła. A on otworzył transporterek i ona czmychła. Skakała po całym gabinecie. Nie było łatwo, ale ją złapał. Sprawdził, że to kotka, że bardzo młoda i nie ma czipa. Nic więcej się nie dało zrobić, bo bardzo się wyrywała. Powiedział, że jemu wygląda to na kotka dzikiego. Pojechaliśmy do domu. Myślę co robić. Jak ją wypuszczę z transporterka, to znowu czmychnie. Pożyczyłam bardzo dużą klatkę, mieści się w niej kuwetka, jedzenie i picie i ma jeszcze sporo miejsca na kocyk. Na razie to jej schronienie. Najważniejsze to, że zaczęła jeść i pić. Głaskaliśmy ją nawet z mężem. Ale żeby ją wziąć na ręce na razie nie ma szans. W poniedziałek zabrałam ją do naszego weterynarza. Bardzo ciężko było mu ją utrzymać, bardzo się wyrywała i znowu czmychnęła w gabinecie. Udało mu się ją złapać i przytrzymać, ale bardzo ciężko było ją badać. Ma na pyszczku po jednej i drugiej stronie noska pod oczami ślady. Lekarz powiedział, że mogą to też być ślady po kocim katarze. Ciężko powiedzieć co to jest, ale mnie przychodzi na myśl, że mogą to być rany po walce z innymi zwierzętami. Jak się jej teraz w domu przyglądam, to mam wrażenie, że schodzą jej z tego strupki. Na pewno zatem były to jakieś ranki. Lekarz wyjął jej kilka kleszczy, dał w zastrzyku antybiotyk, preparat na odrobaczenie i przeciw pchłom. Do tego dostaje preparat na uspokojenie w żelu (raz dziennie do jedzenia). Syczała, warczała na lekarza i pokazywała kły jak puma. Ale lekarz powiedział, że nie próbowała go ugryźć, straszyła tylko. Powiedział, że antybiotyk jest na dwa tygodnie, po tym czasie kolejna wizyta. Powiedział też, żeby dać jej co najmniej tydzień spokoju. To ma kruszyna spokój. Jest w pokoju, który został zamknięty dla domowników. Wchodzę do niego, siedzę i rozmawiam z nią. Patrzy na mnie i mruży oczka. Dzisiaj czwartek, mija 4 dzień od pobytu u lekarza. Co noc około 3-4.00 miauczy w nocy. Nie jest to takie typowe wyraźne miau. Na początku takie cichutkie "mi, mi, mi...". A potem wyraźniejsze "miau", ale bardziej jak skomlenie psa. Teraz jest godzina 23.56 i przed chwilą słyszałam to cichutkie "mi, mi" ale na tym koniec, teraz cisza.
Cały czas zastanawiam się, czy to Pamela? Pamela czarna, ale nie była kruczoczarna. Kolor sierści miała czarny, na niektórych zdjęciach wychodziła czarniusieńka, ale w słońcu na przykład odnosiło się wrażenie, jakby sierść miała odcień bardzo ciemnego brązu. Ta kicia ma dokładnie to samo. Pamela była drobna, szczupła. Ta kicia jest jakby ciut większa, ale tez drobna i szczupła. Poza tym mija 4 tydzień od jej zaginięcia, mogła przecież trochę urosnąć. Ta kicia jest niesamowicie zwinna, skoczna i sprytna, bardzo wysoko skacze. Ale Pamela też taka była. A jeśli to ona - to po 3,5 tygodniowym pobycie na wolności, gdzie musiała się na pewno spotykać z różnymi niebezpieczeństwami nabrała jeszcze większej sprawności. Pamela nie bardzo reagowała na imię, miałam wrażenie, że jej się nie chciało, co jej po tym że ją ktoś wołał. Na zbliżającą się ucztę (czyli odgłosy miseczki z jedzeniem), czy swojej ulubionej zabawki (bacika) - jak najbardziej. Kicia jest wciąż wystraszona. Dzisiaj mija 6 dzień od jej złapania.
Czy to Pamela? Raz wydaje mi się, że tak. Innym razem mam wątpliwości. Jeżeli to ona, to nie musimy już szukać. Ale jeżeli to nie Pamela? To gdzie jest ona?
Jeżeli to nie Pamela, to co mam robić z tą kicią? Dalej przeglądam ogłoszenia w internecie, na facebooku, w schronisku. Nie widzę, żeby ktoś szukał czarnej koteczki podobnej do Pameli. Jeśli jest dzika, to najlepiej byłoby ją wysterylizować i wypuścić na wolność. Ale ja nie mam pewności, czy ona jest dzika. Pamela po 4 tygodniach poza domem pewnie byłaby właśnie tak śmiertelnie wystraszona i w szoku.
Moja przyjaciółka ma mamę i brata Pameli. Gdyby była możliwość zrobić badania na pokrewieństwo. Mam też jej ulubioną rękawiczkę (kuchenną) - uwielbiała jak się z nią bawiliśmy. Na rękawiczce jest jej sierść. Ale pewnie nie da się tego zbadać. A jeśli nawet, to pewnie te badania są strasznie drogie. Miałam zapytać o to lekarza, ale tyle było stresu podczas wizyty, że zapomniałam.
Oglądając wczoraj zdjęcia Pameli, gdy śpi na swojej ulubionej walizce i kocyku na parapecie okna w domu zauważyłam, że światło słoneczne sprawiło, że jej lewe ucho było dosłownie prześwietlone przez słońce. Mam kilkanaście tych zdjęć. I widzę na tym zdjęciu żyłkę w jej uchu, jedną dużą żyłkę. Jak będę mogła kicię dobrze obejrzeć pod światło, to mogę sprawdzić, czy ona też ma taką żyłkę w uchu. Póki co- to jedyny znak szczególny, jeśli w ogóle można to znakiem szczególnym nazwać.
Na razie nie wypuszczam jej z klatki. Tam ma spokój. Mam dwoje dzieci (syn 8 lat i córka 13 lat). Wiadomo jak to dzieci kłócą się, czasem w dzień jest głośno. Kicia ma swój pokój, a w nim trochę spokoju. Chyba lepiej będzie jeśli na razie będzie w klatce, tam jest najbezpieczniejsza.
Szukając Pameli trafiliśmy na panią, która pozwoliła nam przeszukać swoją posesję krzaczek po krzaczku. Okazało się, że w piwnicy u pani okociły się cztery kociaki. Kociaki były jednak same bez mamy. Na szczęście już większe, same jadły. Pani ma kota i kotkę (oba po sterylizacji), a zatem nie mogą to być dzieci jej kotki. Mam kociaków nie wróciła. Pani powiedziała, że nie będzie ich mogła zatrzymać. Jak nie znajdzie dla nic domów, to będzie je musiała oddać do schroniska. Poprosiłam ją żeby jeszcze ich nie oddawała, że ja jej pomogę znaleźć dla nich domy. Wzięliśmy od niej jednego kociaka, a pozostałym zrobiłam zdjęcia i po około tygodniu, dwóch udało się znaleźć im domy. Chcieliśmy dla Pameli drugiego kotka, zawsze dwóm to raźniej, jak nie mogą się bawić z nami, to pobawią się oboje. Nie wiem tylko czy to dobry pomysł był, żeby brać kocinkę zanim się odnalazła. Ale to już po fakcie, więc teraz nie ma odwrotu. Mały kociak jest odizolowany od kici, nie wchodzi do jej pokoju.
Co mam dalej robić? Na razie mam w planach przystosować jeden z pokoi, żeby ją wypuścić z klatki. Muszę dobrze to zaplanować i wykonać, żeby nie wcisnęła się pod szafę i nie przesiedziała tam znowu kilku dni bez jedzenia i picia. Słyszałam opowieść, że jedna z pań zacytuję:
"Proszę spróbować rozpylić krople FELIVAY, może to kicię uspokoi. Nam kiedyś pomogły. Kilka lat temu nasza kilkumiesięczna Puma , od małego domowy niewychodzący kociak, próbowała wydostać się przez uchylone okno. No i prawie jej sie to udało tylko na parapecie została zaatakowana przez podwórkowego kota . Najpierw się zaklinowała w oknie (uchylone nie znaczy uchylne, po prostu ograniczone łańcuszkiem) potem udało się jej wcisnąć z powrotem do środka ale zaczęła zachowywać się jak dziki kot. Ssyczała swoją starszą domowa koleżankę , nie pozwoliła się nikomu dotknąć i uciekła na szafkę pod sufitem w kuchni. Syczała i warczała na każdego kto wchodził do kuchni , warczała na drugiego kota , na psy , z którymi się wychowywała od początku. Tak było przez cały weekend , w poniedziałek kupiłam krople , rozpyliłam i po pół godzinie Puma zeszła z szafki
Powarkiwała tak jeszcze do wieczora ,troszkę chowała się po kątach ale skorzystała z kuwety i miski. Przez te 2 dni nie schodziła z szafki , nie jadła , nie piła i nie załatwiała się. Zdjąć się ja nie dało bo zachowywała się jak dziki wściekły kot".
Kicia wystraszyła się tak bardzo tylko po jednym zdarzeniu, gdzie prawie uciekła z domu. Pamela po spędzeniu 3 tygodni poza domem mogła chyba jak najbardziej tyle przeżyć, żeby teraz zachowywać się jakby nas nie poznawała. Nie wiem nie znam się, nerwy moje są na wyczerpaniu. Ale próbuje opiekować się kociakiem, który może być naszą Pamelą, ale czy jest pewności nie mam.
Pamela podczas zabawy w rurze. Mina na atak. Nie mam zdjęcia Pameli wystraszonej. Tylko to tak troszeczkę przypomina wystraszonego kota.
Tosia, wystraszona to widać.