Alienor pisze:Wojciech L. (skazany prawomocnym wyrokiem sądu na więzienie za okrutne zamordowanie wielu kotów) jak najbardziej brał koty z ogłoszenia, podpisywał umowy adopcyjne, miał w mieszkaniu wielki, wypaśny drapak i zapas karm z wyższej półki. Były przedadopcyjne i w ogóle... Więc niestety się zdarza.
To niczego nie dowodzi. Absolutnie.
On mógł być psychopatą albo tylko chciał nim być. Zdziwiłabyś się, ilu ludzi "kręci" taka osobowość. Z różnych powodów, jedni chcą się wzorować i być za takich uważani, inni uważają, że idealnie ją rozpoznają
Nie każdy, kto znęca się nad zwierzętami, jest psychopatą, tak, jak nie każdy psychopata znęca się nad zwierzętami.
Nie znam akt sprawy i analiz biegłych psychiatrów, trudno więc jednoznacznie się wypowiadać bo to takie "gdybanie".
Ludźmi łatwo manipulować, ot weźmy taki wąteczek:
viewtopic.php?f=46&t=177202&hilit=galopAle co tu się dziwić, jak na wielu wątkach DT o „ratowanych“ zwierzętach też nie ma aktualnych zdjęć, informacji co się z nimi dzieje, ani ogłoszeń o adopcji…
Kinnia pisze:zostałam wychowana w kulcie dewizy - nie odzywaj się/zabieraj głosu, jeśli nie wiesz do końca i całkowicie/z pewnością, co mówisz
niestety, tą tradycję rodziną kultywuję
Niestety z Twoich wpisów wynika coś całkiem przeciwnego
Patmol pisze:Myślę ze to nie chodzi o sprawiedliwe rozpisanie obowiazkow, ale o to, zebe spelniac swoje potrzeby, a ewntualnie jak sie zdazy i ma sie chęć to tez czasem ,ale nie za czesto,zrobic coś nie tylko dla siebie.
Właśnie taką ideologię wyznają akurat Ci, co Tobie zwalili na głowę zwierzaki.
Nie odnoszę się personalnie (w sensie: masz złego męża czy córkę) bo wiadomo intencje mieli dobre i na pewno są dobrymi ludźmi.
Ja "czepiłam" się odpowiedzialności.
W sumie gdybym była na Twoim miejscu od samego początku bym wymagała udziału w procesie opieki nad tymi zwierzętami, np sprzątanie kuwet.
Bo tak to córka ma nowe hobby - teatr i fajnie bo to rozwija i wzbogaca, ale ze starego hobby - ratowania zwierzat, zostało ich jeszcze kilka "na stanie", a raczej na Twojej głowie.
Warto od małego wyrabiać obowiązkowość, poczucie odpowiedzialności za drugą istotę:
Dwuletnie dziecko jest w stanie posprzątać klocki po sobie, czteroletnie dziecko jest w stanie uczestniczyć w procesie opieki nad zwierzęciem (np poprzez pilnowanie czy zwierzak ma zawsze wodę) i być z tego rozliczane.
I nie ma zmiłuj, że dziś kinderbal bo zwierzak nie zrobi przerwy w zaspokajaniu pragnienia. Ma tak rozplanować dzień by zdążyć ponalewać wodę.
W dawnych czasach na wsiach dzieci często miały powierzane zwierzaki.
Jasne, że nikt nie dał pięciolatkowi krowy, ale gęsi do pasienia już tak.
I musiał nie tylko szybko nauczyć się liczyć coby móc sprawdzać stan ilościowy, ale obserwować czy zwierzaki najadają się, w jakiej są kondycji czy któreś nie okulało, wreszcie szacunku do cudzej własności by pilnować czy nie wchodzą komuś w szkodę.
Zabawne, ile przydatnych w późniejszym życiu umiejętności uczy takie pasienie gęsi czy krów.
Wielu dorosłych ich nie opanowało.
Patmol pisze: No i jak są dzieci trudne, wagarujace, pyskujace, agresywne i trzeba wysluchac skarg nauczycieli - no to jakos ojców nie ma. Same matki, ktore mowia wprost ze sobie z synami nie radzą ,a pezeciez kazdy z tych synów ma ojca.
Pytanie jakiego ma ojca? Rola ojca w wychowywaniu syna jest nawet ważniejsza od roli matki. On jest pierwszym autorytetem, wzorem do naśladowania.
To przede wszystkim ojciec uczy syna męskiego zachowania, zasad fair play, uczciwości, odnoszenia się do innych, radzenia z emocjami itd..
Wychowanie syna to nie siedzenie przed TV czy zdawkowe „co tam w szkole synu“.
To męskie rozmowy, wyprawy.
Stomachari pisze:Tak, to prawda, że mężczyźni zasadniczo nie zajmą się pracą z dziećmi z problemami.
Zajmą, tylko nieliczni.
Reszta woli zwalić na matkę odpowiedzialność. Czasem wynika to z różnych zapatrywać na karę chociażby.
Dla dziecka rodzice powinni stanowić jeden front, którego nie da się podkopać z żadnej strony.