Dziewczyny, potrzebuję wsparcia
Postaram się skrócić historię, ale nie wiem, czy mi się uda...
Usłyszałam wczoraj miauczenie "o pomoc". Bardzo głośne, bardzo domagające się człowieka. Niewiele myśląc zgarnęłam kontener, jakieś smaczki i latarkę i lecę szukać. Okazało się, że na dziedzińcu przy bloku (Opinogórska 5, Praga Południe) na drzewie siedzi kot. Tyle dobrego, że daleko nie musiałam szukać. Pod drzewem stał już patrol Straży Miejskiej i dwie panie- sąsiadki z jakichś okolicznych bloków. Okazało się, że jest już zawiadomiona "firma" zdejmująca koty z drzew- tak, jest taka
Po jakimś czasie przyjechał pan alpinista, kota zdjął, mówi, że kot jest młody i oswojony. Tak na "oko" półroczny, pewnie mniej, buraś z białymi skarpetkami. Ogonem się w moją stronę nie odwrócił, więc płeć mi nie znana.
W międzyczasie ustaliłam z moim TŻ (a raczej zakomunikowałam), że jak zdejmą tego kota, to zgarniamy go do siebie (mam nadzieję, że Ryśka tego nie przeczyta
), przez noc przetrzymamy w łazience, a od rana poruszę wszystkie możliwe kontakty i znajdziemy mu miejsce w jakimś DT.
Więc- kot zdjęty w worku, mówię, że kota proszę przełożyć do transportera i nie przewozić do schronu. Eko patrol zawiadomiony, żeby sprawdzić czy jest chip, no i podpisać pokwitowanie panu alpiniście że usługę wykonał. Pan alpinista mówi, że procedura każe, żeby kot pojechał do schroniska, jako zwierzę włascicielskie i tam, żeby czekał 14 dni na właściciela. Mówię, że ja tego zwierza wcale nie chcę dla siebie (dokocenie już nie idzie zgodnie z planem, jeden kot spanikowany, drugi poirytowany paniką pierwszego... tylko trzeciej znajdki mi do szczęścia brakuje), że zaraz powywieszamy ogłoszenia i jak się nikt nie zgłosi to poszukam mu nowego domu.
Skontaktowałam się z MissJoas (wielkie, wielkie dzięki za tę rozmowę!
), czy jest w ogóle szansa, że ekopatrol nie zabierze go ze sobą, ewentualnie co mówić. Wyszło, że to zwykle ludzie się domagają, żeby kota zabrać, więc może jak jest ktoś, kto będzie domagał się czegoś wręcz przeciwnego to może nie będzie problemów.
Ekopatrol przyjechał, okazało się że chipa brak, albo się nie zgłasza. Więc mówię, że nie chcę, żeby jechał do schronu, że zabiorę na tymczas. Panowie (bardzo mili, zresztą jak wszyscy biorący udział w tej akcji) mówią, że niestety, zgodnie z procedurą muszą go zabrać, bo może ktoś go szuka. Znowu tłumaczę, że nie chcę przywłaszczyć czyjegoś zwierzaka, że schronisko powiadomię, zdjęcia wyślę, kontakt do siebie zostawię, no wszystko. niestety "miasto zapłaciło za zdjęcie go z drzewa, miasto musi się nim zająć dalej". Powiedzieli, że następnego dnia będzie w schronie już zachipowany, ze zrobionymi testami i będzie czekał na właściciela. Nie dali sie przekonać moim tłumaczeniem, że on może nie doczekać końca kwarantanny i że chcę mu tego oszczędzić. Nie wiem, czy brzmiałam bardzo podejrzanie, bo panowie powiedzieli, że bywały już przypadki, że komuś kot wszedł na drzewo, wołali SM i ekopatrol, żeby zdjęli, niby do "bezdomniaka", tylko po to, żeby nie płacić za zdjęcie. Zaczęłam się śmiać, że akurat mam książeczki zdrowia obu moich kotów ze sobą (dopiero co od weta wróciłam...) oba zachipowane, zdjęcia też mogę pokazać
Chyba wtedy zrozumieli o co mi chodzi, spytali czy jestem członkiem jakiejś fundacji (niestety, FMK z Piotrkowa Tryb. średnio się ma do warszawskiej jurysdykcji
), ale powiedzieli, że niestety, muszą go zabrać, powtarzając "miasto zapłaciło, miasto musi się zająć".
Zwierzak był przerażony nawet zamknięciem w transporterze i zostawił mi dużo łusek pazurowych drapiąc wszystko co się dało, wolę nie myśleć jak znosi klatkę kwarantannową
Wiem dobrze, że tej kwarantanny może nie przetrwać.
Teraz zasadnicze pytania- prośby: -będę potrzebować zdjęcia zwierza (wczoraj było za ciemno, żeby cokolwiek zrobić), wolałabym troszkę lepsze niż to policyjne zamieszczane w bazie, żeby wywiesić ogłoszenia.
-jak mogę go wyciągnąć z tej kwarantanny? Widząc to przerażenie naprawdę nie chcę czekać, aż się posypie- zdrowemu kotu łatwiej znaleźć DT...