Wczoraj jechałam autobusem od Lucka i usiłowałam się nie poryczeć.
Popołudniu byłam kupić mu karmę, bo dostaliśmy od dobrej cioci dwie dyszki na jedzonko
W prezencie kupiłam mu też puszkę i kilka saszetek. No i kocią wędkę...
Lucjan oszalał. Wzruszyłam się i to bardzo.
Pamiętam jak na początku przyniosłam mu myszkę do zabawy, tak bardzo jej się wtedy bał, uciekał przed nią i nie wiedział czy ja go chcę tym uderzyć czy zrobić inną krzywdę...
Patrzę na tego kota i przypominam sobie tamtego brudnego kocura, który wtedy przyjechał do kliniki. To już nie on.
Teraz Lucjan robi postępy, jest innym kotem. Uczy się żyć normalnie.
Robi postępy ale też cofa się w czasie. Wraca do początku, kiedy był małym kociakiem, wszystkiego się uczył i żył beztrosko.
Ma czystą kartę, momentami nie pamięta o starych krzywdach, o bólu, cierpieniu i głodzie. Te momenty są coraz częściej, stają się jego normalnością.
Wreszcie jest szczęśliwy. Cieszy się każdą chwilą i jest wdzięczny za wszystko. Jest wdzięczny - autentycznie!
On umie podziękować. Dziękuje bardzo często za drobne gesty jak bycie z nim, głaskanie, dawanie mu smakołyków. Siada wtedy niczym gliniany posążek i patrzy. Prosto w oczy. Ugniata łapkami dywanik, mruczy ze zmrużonymi oczkami. On wtedy mówi - jestem szczęśliwy, dziękuję.
Wczoraj się wyluzował tak, że śmiałam się z radości.
Wędka od razu się spodobała. Gonił jak wariat. Polował czujnie, z wielkimi oczami, tupał nóżkami, czaił się dziko.
Cudoooowny widok!!
Na koniec rozłożył się na pleckach i turlał tym gołym brzuchem do góry
I znów mi podziękował - wzięłam go na chwilę na ręce, a on przytknął łebek do mojej twarzy... Przytulił się. Naprawdę się przytulił! Dawniej się tego bał.
On jest szczęśliwy. Pomimo wszystko, docenia to co się dzieje.
Chciałabym tego szczęścia dla niego, żeby to szczęście stało się jego normalnością. Bardzo bym chciała.
Mam nadzieję, że ono jest blisko...Wierzę w to mocno.