Sobota, świt - od jakiejś godziny siedzę sobie pod jednym takim blokiem na Teofilowie. Rano umówiłam się gdzieś tam na łapankę wstałam ciut wcześniej no i siedzę tu. Jak na razie jeden jakiś jasny przeleciał przez trawnik w stronę klatek, ale nie złapał się, gdzieś znikł mi w ciemnościach. Przed chwilą złapał się czarny wściekły, wielki i jakby puchaty. Ciemno, ucha nie widzę, ale nie ma potrzeby sprawdzać wystarczy pochylić się nad klatką - nos wykręca.
Reszta kotów śpi. Ludzi w zasadzie też choć łażą niedopitki i nie tylko. Właśnie przejeżdżał na rowerze facet powtarzający w kółko wiem-wiem-wiem. A ja siedzę cichutko na ławeczce pod krzaczkiem, trochę marznę w tyłek bo kocyk oddałam czarnemu, i czekam. Zaczyna świtać - prawie widzę klatki pod kocią dziurą, ale kotów nie ma śpią. Minęła 4ta - piszę sobie to jako wiadomość w telefoniku, potem wrzucę w net. Może dołożę jakieś zdjęcia jak będą obiekty do fotografowania.... To posiedzę jeszcze tak do 5tej potem muszę lecieć na to umówione miejsce.
*
Niech się te koty pobudzą..... Jeden, nawet wielki i puchaty, za pobudkę w środku nocy to cieniutko.... Pohałasować nie mogę tutaj trzeba ukradkiem i po cichutku. Tu mieszkają zwolennicy praw natury - poprzednie kocięta zamarzły pod krzakiem. Bronią kotów jak niepodległości, pewnie te nie zamarzną bo nie ta pora roku, za to mają do wyboru kk, pp, samochody, psy... No i trutkę jak zwykle - jak kotów za dużo - ktoś coś podłoży... Marudzę, bo mi zimno a motywacji w postaci kotów nie ma....
Idę się przejść.
Świta, widzę klatki. Pod drugim blokiem mich z wodą - poidełko - fajnie.
*
Przyszedł rudy - słusznie mi się zdawało, że rudy. Piękny, mięciutki, w obróżce przeciwpchlenej. Uprzejmy - dał się pogłaskać i sprawdzić podogonie. Ma drabinkę do parapetu.
*
Przy klatkach nic.
W sumie przyjemnie, trochę chodni, ale ptaszki ćwierkają, kwiatki kwitną…. Na pociechę trochę tych kwiatków sobie popstrykałam.
*
*
Planowo ok.5tej zmieniłam miejsce polowania.
Koty z lekka przegłodzone - współpracujący karmiciele są na wagę złota - łapały się pięknie a ja tylko przeganiałam do jednej klatki - na stanie pozostał mi jeden kontener nadającym się do dziczków chwilowo zajęty wściekłym dzikim z Teofilowa. O 6tej miałam cztery koty w jednej klatce, dwa w drugiej, trzecia czekała na ostatniego ostrożnego łaciatka.
*
*
*
*
*
*
*
*
Zostawiłam wszystko pod opieką ochrony i skoczyłam na poranny koci obrobek. Maluszki na świeżo położony podkład natychmiast wywaliły conva i nalały. Na poduszce była kupa, na szczęście prawidłowa. A tak chwaliłam gnojki, że kuwetkowe...
Patryka bardzo boli ta łapka, po robocie muszę jednak na rtg, mam nadzieję że zdążę....
A reszta może jutro….
Pisać nie mam kiedy..