Miśka nie ma nic ulubionego, poza swoimi saszetkami i chrupami. Znaczy ma - uwielbia wszelkie chrząstki i skórki z pieczonego kuraka - w tym raczej tabletki się nie poda.
Nie je mięsa w zadnej postaci, nie lubi żadnego ludzkiego żarcia, żadne szyneczki, pasztety, sery - nawet nie powącha. To jest kot , którego można spokojnie zostawić w pokoju ze stołem zastawionym na wystawne przyjęcie. Czasem - jak jem na śniadanie parówkę - sępi o kawałeczek. Ale kluczowe jest slowo CZASEM. Masło jadalne jest tylko jako wylizane z kanapki - po uprzednim zrzuceniu niejadalnej szynki. Masło w kulce nie zasługuje na uwagę.
Złapanie wbrew woli i przytrzymanie - skutkuje atakiem kaszlu i duszności, co i tak uniemozliwia wrzucenie czegokolwiek do pysia. Lekko słodkawą biostyminę jestem jej w stanie podać strzykawką z zaskoku, ale nie odważe sie podać w ten sposób leku potwornie gorzkiego, bo kot mi się pianą udusi.
Póki co najbardziej trafia mi do przekonania koncepcja z kapsułkami od tranu - dzięki MB&Ofelia.
Byle przeżyc do wiosny, MIśka będzie wychodziła więcej na ogród, to i kaszlu będzie mniej. Kota się mi starzeje, niedługo 9 lat, jak jest brzydko, mróz - to wyskoczy tylko na szybkie siku i z powrotem do domu. A w domu roztocza i dym z kominka
