Pączek miał w poniedziałek robioną paszczę, ząby wyczyszczone i jeden wyrwany, choć weci nie widzieli takich ewidentnych powodow do bólu.
Do dzisiaj Pączek unika mnie jak ognia, mokrego nie chce, ale suche chyba podjada, po po przeciwbólowych jest całkiem rześki. Dużo pije. Kłuje jeszcze dzisiaj i jutro. Żal mi go bardzo, bo co się trochę otworzy i przestaje bać, to zaraz coś się dzieje i znowu muszę go męczyć
Karolinka je
W sumie to jeszcze boję się cieszyć, ale trwa to już kilka dni, więc chyba najgorsze znowu za nami.
Znowu jakoś sobie zlizuje różne paszteciki, ostatnio dobrze jej wchodzą takie saszetkowe Miramora, i znowu ma dobre samopoczucie
Chyba kolejny raz nam się udało i małą oszukała przeznaczenie
Dla odmiany (no bo musi być przecież równowaga w przyrodzie) pochorowała się Mila, jest przeziębiona i musiałam ją zacząć karmić strzykawką, bo nic sama nie brała do pyśka. Od wczoraj chyba zaczynają działać leki, bo wreszcie sama wypija z miski Medicare, dzisiaj zjadła tego nawet całkiem sporo, choć oczy i nosek wciąż mokre. Teraz u felvików to ona jest pod wzmożoną uwagą.
Tutaj Dyziek jest od wczoraj bez klatki i nawet jakoś sobie radzi. Zaanektował największe posłanie na blacie biurka. Z pieluchami sobie radzimy. A, w poniedziałek (przy okazji jazdy ze mną na sesję wymiany rur u mojej Mamy, bo musiałam go zabrać przecież ze sobą) byliśmy u weta, który potwierdził moje wrazenie poprawy stanu pęcherza Dyźka po lekach. Za jakieś dwa-trzy tygodnie będziemy myśleć o lekkiej modyfikacji leczenia.
Od zlikwidowania klatki i położeniu w jej miejscu posłanek, Burcia i Miciek stali się bardziej "wychodzący". Miciuś chodzi już wszędzie, nawet na balkon, a Burcia układa się w budkach i na posłankach na widoku.
Lady Vader pierze innych
O Bobisię nikt się nie pyta, a ogłoszenia krążą już od ponad tygodnia