Teraz już mogę napisać....
Działo się. I dzieje. Jakieś dziesięć dni temu wydrukowałam 90 ulotek i powrzucałam do wszystkich okolicznych skrzynek pocztowych na czterech równoległych ulicach. Pytanie czyje to koty. I zdjęcia Berta i Obiś. Cisza. Odezwała się jedna pani, że może ten kocur to jej, przyszła, obejrzała, nie, to nie jest Dyzio, bo Dyzio ma pręgę na grzbiecie. I cisza. Berta dzika i znikająca wpadała na miskę i wiała. Tyle ja widziałam, co ogon, albo pysio zza krzaka. Cztery dni temu podeszła bliżej. Gruba niemiłosiernie. Ciężarówka na bank.
Dała się pogłaskać, strzeliła baranka, chciałam capnąć- zwiała z tym brzuchem po siatce płotu i tyle ją widziałam. Nie mogłam spać,z tej bezsenności bez żadnej nadziei wrzuciłam ogłoszenia nocą na OLX z jej zdjęciem, że szukam dla kotki najlepszego domu na świecie, itd.
http://olx.pl/oferta/czyja-to-kotka-CID ... 7;promoted Tak sobie wymyśliłam, że pewnie gdzieś urodzi, a potem może będzie dom. Potem, potem.
Rano zadzwoniła komórka
Pani chce Bertę
Mówię, że w ciąży, że trzeba na Bertę poczekać, że sama nie wiem, co będzie dalej. Weźmie Bertę w ciąży
A Berty nie ma.... To był piątek. Wieczorem się pojawiła w ogrodzie. Miziak strzelający baranki
Zadzwoniłam, proszę podjechać obejrzeć kotkę, porozmawiamy. Berta zaprezentowała się najcudowniej na świecie, szykuje się jej dobry dom, ma być zabrana w poniedziałek rano,bo państwo mają plany wyjazdowe na sob/niedzielę. Ale nawiała. W sobotę przed południem pojawiła się znowu i siedzi pod krzakiem. Umówiłam się z wetką, że przyjdzie Berte obejrzeć o drugiej, ale zwiała znowu. Pojawiła się wieczorem i ja ją cap i do przyziemia. Dwie noce spałam z kotką w piwnicy nie spuszczając z niej oka. Wchodziła mi do ust, na głowę, gadała, jadła, gruchała, cudo nie kotka. Rozmawiałam z kilkoma wetami co robić w ogóle, i co jak zacznie rodzić i coś będzie nie tak. Ostatecznie Dr Dolittle we Wrocławiu przyjmie w nocy, tylko zadzwonić wcześniej.
Nie urodziła. Dzisiaj rano sms- odzew na moje ulotki. Pani zna koty, a Obisia regularnie karmi, wpycha RC i skrzydełka z kurczaka, sąsiad takoż. Wyleguje się u nich na ogrodach i pomieszkuje.Bertę też widuje. Pani kociarz świadomy, tnie wszystko, kastruje, sterylizuje, pomoże mi gdy będzie potrzeba. Odjajczymy Obisia razem.
I pojawia się też pani po Bertę. Z kontenerkiem, podkładami, w domu wszystko przygotowane, czekają na kotkę. Kotkę w ciąży.
Rozmawiamy o tym co dalej. Berta pojechała prosto do lekarza na przegląd a potem do domu. Jest tuż przed rozwiązaniem, sterylka aborcyjna nie wchodzi w grę, jest zagrożenie większe, niż poród.
Jest już w domu, podobno skacze po parapetach i ma ochotę nawiać. Okna pozamykane, wszyscy pilnują.
Państwo, którzy ją przygarnęli mają kota, wiedzą jak się kotami opiekować. I zapewne zajrzą tu na wątek też. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się szczęśliwie, Berta po odchowaniu kociaków zostanie wysterylizowana, co jest oczywiste.
Ale i tak się denerwuję i przejmuję całą sytuacją.
Oby nic złego się już nie wydarzyło.