Trochę mam zaległości w temacie Młodej.
Od weta dostałam skalpelek do dzielenia tabletek i problem się skończył.
Niestety, kiedy wróciłam z wakacji, zauważyłam, że Młoda znów kicha. Na nowo musiałam ją zacząć oswajać i znów do weta. Okazało się, że koci katar wrócił. Tym razem, żeby mi się broń Boże nie nudziło, pan doktor zalecił lek w zawiesinie. Katastrofa, w ogóle nie umiałam posługiwać się strzykawką. Ale coż, podobno wszystkiego można się w życiu nauczyć
Tylko wyglądam, jakbym z krzaków ciernistych wyszła
Młoda powolutku się oswaja (gdyby nie to podawanie co chwilę leków, na pewno poszłoby to dużo szybciej). Czasem pozwala się pogłaskać już normalnie, a nie jak przedtem, tylko z zaskoczenia i mruczy naprawdę jak mały traktor. Pies już sobie odpuścił ciągłe lizanie Młodej, przyzwyczaił się do jej obecności.
Młoda zaprzyjaźniła się z Kitą, nawet śpią razem, aż w końcu nastąpiła największa sensacja: nie wiem jak to możliwe, ale 11-letnia Kita, która daaawno temu miała kociaki, sterylkę też, nagle zaczęła ją karmić
Młoda już kilka razy ją ssała ugniatając brzuch łapkami. Nie wiem, czy naprawdę piła, ale wyglądało, że tak.