Flora ma około 13 lat, całe życie była kotkiem bezdomnym.
Poznałyśmy się 8 lat temu, przypadkiem. Flora wykupiła u nas abonament na posiłki i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Flosia była łapana na sterylkę jako ostatnia ponieważ wiedzieliśmy, że gdzieś ma maluchy.
Po kilku tygodniach przyprowadziła małe, piękne koteczki.
Dzieciaki trafiły do nas na DT a Flora pojechała na sterylizację. Już po pierwszych dniach wiedzieliśmy, że kotki zostaną u nas na zawsze. Zakochaliśmy się błyskawicznie i usunęliśmy wszystkie ogłoszenia.
Szybko okazało się, że dzieci Florianny są nosicielami białaczki. Tylko jedna dziewczynka była zdrowa.
Chłopcy dostawali interferon i leki na odporność. Wszystko na nic. Mimo tego choroba obudziła się. Rok po roku paskudne choróbsko zabrało nam chłopców po długich i ciężkich walkach.
W tym roku, w maju, umarła na raka miłość mojego życia- nasza ukochana koteczka zwana Panem Krukiem. Ponieważ Kruk była bardzo wrażliwym Kotkiem nie mogliśmy brać nikogo więcej pod nasz dach.
Najpóźniej w połowie przyszłego roku przeprowadzamy się z bloku do domku. Zabieramy wszystkie bezdomniaczki, które karmimy.
Zapadła decyzja,że Florę bierzemy już teraz, bo jest najbardziej ufna i jako jedyna pozwala się dotknąć.
Wczoraj została w okrutny dla niej sposób porwana i pojechała do Pana Doktora na przegląd.
Na ocieplenie stosunków pierwsze co dostała od Doktora to "kieliszek". Flosia zasnęła a Doktor pobrał krew na testy i badania, zajrzał do buźki, wyczyścił uszy, zbadał brzuszek. Spodziewaliśmy się w 99% dodatniego testu białaczkowego. Prosiłam o Wasze kciuki, z nadzieją na cud...
Flora spała pod kroplówką a my czekaliśmy nerwowo na wyniki... To było barrrrdzo dłuuuugie 15 minut...
