Ogłoszenie nieaktualne!!! Kociaki znalazły dom:D

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lip 25, 2004 13:58

malpka:D pisze:Jaka matka się nie cieszy z dziecka??
czy ty w ogóle kiedyś miałaś malutkie kotki??


Nie jestem kocicą, żeby mieć małe kotki. I tak, opiekowałam się kociakami, które niewysterylizowana kocica sąsiadów przyniosła na naszą działkę, dokarmiałam, przemywałam i zakraplałam chore oczy, szukałam domków. Sąsiedzi mieli ją potem wysterylizować, namawialiśmy ich, ale kocica zniknęła.
A jeśli chodzi o miłość matczyną, u kotek to kwestia instynktu - są kocice, które porzucają kocięta. I co wtedy, będziesz je karmić co dwie godziny, masować i ogrzewać, czy dasz im umrzeć.

malpka:D pisze:Kiedyś nie było sterylki i nie robiono tego zwierzetom to jest naturalne i taki jest bieg przyrody wydaje mi sie, że ludzie nie powinni ingerować w takie sprawy apropo kotki ona poraz pierwszy od 2 lat ma małe kotki i nawet nei zdajesz sobie sprawy z tego jaka jest troskliwa:D Zreszta skąd ty możesz wiedzieć czy kot jest nieszczęsliwy z tego powodu, że rodzi!! i ma malutkie koteczki


Wiesz, ja mimo wszystko wolę, żeby moja kotka przeżyła co najmniej kilkanaście lat w mieszkaniu, pod moją opieką, niż żeby wychodziła, rodziła co pół roku i odeszła w wieku lat 3.
Deli

Deli

 
Posty: 14323
Od: Nie cze 29, 2003 11:14

Post » Nie lip 25, 2004 13:58

NIE POTRZEBUJĘ WOLNOŚCI - PRZECIWKO WYPUSZCZANIU KOTÓW
"I don't want to live in a tree - against free roaming for cats" Paula Swepston
Tłumaczenie Anna Jakubiak

Autorka, Paula Swepston prowadząca Sekretariat NFO, pochodzi z Południa USA. Obecnie razem z Mężem mieszkają na przedmieściach Genewy (po francuskiej stronie).

Fred był pręgowanym, rudym przystojniakiem, który kiedyś się do nas przybłąkał.
Choć wszyscy oczywiście go kochaliśmy, tak naprawdę był kotem mojego ojca. Popołudnia spędzali drzemiąc na tapczanie przed telewizorem, po prostu dwaj kumple okazujący zainteresowanie piłką nożną; duet mrucząco-chrapiący.
Fred towarzyszył ojcu wszędzie, nawet podczas jedzenia, z godnością oczekując na swoją porcję. Bez żebractwa, czy złego zachowania. Fred był dżentelmenem.
Przez kocie drzwiczki wchodził i wychodził kiedy chciał, czasem nawet zapraszał do domu swoich kocich przyjaciół. W ciągu dnia zwiedzał okoliczne lasy, zawsze gotów przypędzić po usłyszeniu magicznego "kici kici" w porze kolacji.
Pewnego dnia sąsiedzi przynieśli naszego ukochanego zwierzaka w kartonie... Fred wpadł pod samochód. Krzyki cierpiącego w agonii kota były przejmujące. Wszędzie krew. Wnętrzności wychodzące z jego pyska... cierpiał straszliwie, a wezwany weterynarz tylko potwierdził, że nic już nie da się zrobić. Słysząc to, mój ojciec wyjął z szafy pistolet.
Pochowaliśmy Freda w ogrodzie, pod jego ulubioną ławką, gdzie godzinami wygrzewał się na słońcu.
Ojciec do późnej nocy płakał, zdruzgotany, z przygnębieniem powtarzając: "czuję się tak, jakbym zastrzelił swoje dziecko".
Bez Freda dom wydawał się pusty. Kątem oka wciąż widziałam pomarańczowy kształt, gryzłam się w język, próbując go wołać... Byliśmy załamani, niezdolni do wspólnych posiłków, nieodparcie przywołujących pamięć o Fredzie. Powiedzieliśmy wtedy, że żaden kot nigdy nie będzie w stanie go zastąpić.
Kilka miesięcy później szary koci kłębuszek wparował do domu prosto w objęcia mojej mamy. Kociak zaskoczył ją zupełnie. Poczęstował się jedzeniem wyrywając kąsek prosto z jej ust! Oczywiście WCALE nie chcieliśmy innego kota. Ale czy mogliśmy wyrzucić go na ulicę w tak zimną noc?
Tak nastał czas Freddy'ego Juniora, który był z nami przez następne dziesięć lat. Wiódł życie rozbójnika, mimo kastracji, wiecznie skorego do walk i przygód. Nie dla niego było wylegiwanie się na poduszkach. Rozorany nos, rozerwane ucho i podobne atrakcje były na porządku dziennym.
Któregoś dnia przykuśtykał do domu zalany krwią. Jego oko było w tragicznym stanie i ze względu na ogromny koszt operacji weterynarz sugerowal uśpienie.
"Wykluczone!" - wykrzyknął tata. "Przecież kot to członek rodziny! Oczywiście musi zostać zoperowany!"
Mieszkaliśmy w okolicy, gdzie ulice były tak bezpieczne, że dzieci na środku jezdni grały w gumę i klasy. Mieszkańcy mając na uwadze nas i biegające psy, toczyli się powoli swoimi samochodami, delikatnie trąbiąc, byśmy usunęli się z drogi.
W tamtych czasach, czterdzieści lat temu, nikt nawet nie myślał o "więzieniu" kotów w domach. Troszczyliśmy się o nie, ale panowało przekonanie, że koty, niezależne stworzenia, potrzebują wolności.
Kochaliśmy nasze koty.
Myśleliśmy, że robimy dla nich to, co najlepsze.
Jednak Fred niepotrzebnie umarł w bólu, a Freddy Junior nie musiał spędzić reszty życia z jednym tylko okiem.
Mówi się, że długość życia "wolnożyjących" kotów wynosi około dwóch lat.
Obecnie wraz z mężem mieszkamy z piętnastką kotów, z których żaden nie zaznał tak zwanej wolności. Najstarszy kot ma czternaście lat, inny dwanaście, mamy trzech jedenastoletnich staruszków. Oczywiście cierpią na różne, związane z wiekiem dolegliwości. Najstarsza kotka traci zęby, inny senior musi być poddawany terapii, by jego nerki funkjonowały...
Lecz nigdy nie potrąci ich samochód, nie stracą oka w walce z ogromnym psem, nie zginą w konwulsjach daleko od domu, zarażone przez chorego, bezdomnego przedstawiciela swojego gatunku.
Są zgodnymi kompanami, polującymi na ptaki przez kuchenne okno. Mają zewnętrzny ogrodzony wybieg i całe mieszkanie do swojej dyspozycji.
Nic nie wskazuje na to, że byłyby szczęśliwsze, żyjąc na ulicy.
Wciąż jednak panuje przekonanie, że kotów nie należy "więzić". Moja koleżanka kocha koty i mimo, że straciła dwa pod kołami samochodów, również trzeciemu pozwala na samowolne wędrówki. Będąc zawadiaką, nie opuszczającym placu boju bez powiedzenia ostatniego słowa, Ringo - jej kot - jest w tym większym niebezpieczeństwie. Jego uszy są poszarpane, a rany niezmiennie świeże. Ostatnio zniknął na dłużej i po powrocie był w tak złym stanie, że weterynarz zasugerował zrobienie testów na obecność wirusa FIV. W okolicy panowała epidemia tej choroby. Wynik? Ringo JEST nosicielem. Choroba jest śmiertelna i nie ma przeciw niej szczepionki. Nie jest uleczalna. Zwierzęta zarażają się najczęściej poprzez ugryzienia podczas kocich walk... Ringo nie wykazuje objawów choroby. Na razie. Ale jeśli zachoruje, nie będzie dla niego ratunku. Jest ogromnym zagrożeniem dla innych kotów. Wszyscy pytają właścicielkę, co czuje, mając świadomość, że jej kot zaraża inne. A ona, święcie oburzona, twierdzi: "Dlaczego mam więzić mojego kota, przecież to nie jego wina, że jest zarażony wirusem?!"
I Ringo wciąż biega na wolności.
Figaro, kot sąsiadów był pięknym syjamem. Nie był wykastrowany, bowiem właściciele uważali, że kastracja jest czymś okrutnym i wbrew naturze. Jego żądza przygód była więc większa, niż u sterylizowanego zwierzęcia. Często odwiedzał mnie w ogrodzie, przeskoczywszy przez płot i wiele razy odnosiłam go właścicielom mówiąc: "Spójrzcie, on jest taki ufny. Nie boicie się, że ktoś go zabierze?"
Kiedy następnym razem zobaczyłam Figaro... leżał martwy ponad dwa kilometry od swojego domu... Pozostawił po sobie mnóstwo syjamopodobnych potomków i wciąż co jakiś czas widzę któregoś z nich rozjechanego na poboczu ulicy.
Jak wielu hodowców, często odpowiadam na pytania potencjalnych właścicieli dotyczące wypuszczania kociaka. Często są oburzeni, gdy tłumaczę, że nie oddamy naszych kociąt do domów, w których miałyby nieograniczony dostęp do tzw. "wolności". Każdy mówi, że okolica jest spokojna, mało samochodów, dużo drzew do wspinania się a przecież kocią naturą jest wolność! Okrucieństwem byłoby ją ograniczyć, a kot przychodzi na zawołanie! Odpowiadam: Ukochany kot zawsze przyjdzie na twoje zawołanie. JEŚLI TYLKO BĘDZIE W STANIE.
Liczba ogłoszeń o zaginionych zwierzakach jest olbrzymia. W czym więc tkwi problem?
Po pierwsze: samochody.
Koty są, owszem, szybkie, ale prawda jest taka, że oślepione światłami reflektorów zwierzę zamiast uciekać, zastyga w bezruchu. Jeśli nie wciśniesz hamulca wystarczająco szybko, kot zginie pod kołami, zanim instynkt samozachowawczy każe mu uciec.
Po drugie: walki w obronie terytorium. Nawet sterylizowane zwierzęta bronią swojego miejsca. Efekt - rany, infekcje, itp.
Po trzecie - psy, które często atakują i gonią koty.
Zdarza się, że przypadkiem kot może zawędrować do czyjegoś garażu. I zostać tam przypadkiem zamknięty - zginie, bo właściciele garażu akurat wyjechali na długie wakacje, a kot został uwięziony niechcący bez jedzenia i picia i nikt o tym nie wie.
Kot może zostać złapany w pułapkę zastawioną na inne zwierzę. Mogą go zastrzelić myśliwi lub kłusownicy. Pewien rudy kot stracił życie, ponieważ ktoś wziął go za lisa! Przez przypadek, oczywiście. Albo i nie...
Ktoś inny spotka twojego kota i widząc, jaki jest przyjazny pomyśli: "Moja żona od dawna marzy o kocie. Ten byłby idealny".
Zawsze istnieje też ryzyko zabicia kota dla jego skóry i złapanie do celów laboratoryjnych. Czy możesz wyobrazić sobie swojego ulubieńca, kolanowego pieszczocha, być może kupionego za ciężkie pieniądze rodowodowego zwierzaka, torturowanego w imię kosmetycznych doświadczeń? Nawet tatuowanie nie daje gwarancji. Laboratoria nie kupują znakowanych zwierząt, ale czy ktoś powiedział, że nie można przyjąć kota pozbawionego jednego ucha?
W momencie, gdy decydujesz się na kota, staje się on członkiem twojej rodziny i zasługuje na odpowiedzialną opiekę. Nieważne, czy został kupiony u hodowcy, czy znaleziony na śmietniku. Czy pozwoliłbyś swojemu czteroletniemu dziecku bawić się na ulicy?
Wiem, że jesteś miłośnikiem kotów.
Gdybyś nie był, nie czytałbyś tego artykułu.
Chcesz dla swojego zwierzaka jak najlepiej.
Być może dorastałeś, słysząc co wieczór: "Czas nakręcić zegarek i wypuścić kota". Czułeś, że zrobiłbyś krzywdę swojemu kotu, gdybyś nie pozwolił mu zasmakować cudownej wolności.
Mam nadzieję, że po lekturze tego tekstu zastanowisz się, czy warto ryzykować.
Nadchodzi lato, czas grilowania i długich wieczorów w ogrodzie. Często słyszę argument: "Ale kot tak bardzo chce być z nami!" Tak, on z pewnością chce. Ale odpowiedź jest prosta: zamknij za sobą drzwi. Wszyscy potrzebują świeżego powietrza. Otwarte okna da się zabezpieczyć, montując w nich siatki, zabudowując balkon czy konstruując wolierę. Trudniej jest oduczyć od wędrówek starszego kota, ale kociak, o ile sam go nie nauczysz, nie złapie włóczęgowskiego bakcyla. Wiedz, że kot zawsze doceni towarzystwo człowieka i żaden nie oprze się wylegiwaniu na nasłonecznionym parapecie.
Pamiętam małego gościa, który wpadł do naszego domu, gdy mój mąż uchylił drzwi wychodząc do pracy. W mgnieniu oka dobrał się do posiłku naszego kota i czuł się u nas, jak u siebie. Dowiedziawszy się, czyj to kot zostawiłam kartkę w drzwiach, informując właścicieli, że ich Charlie jest z nami i czeka, by go od nas odebrali. Charlie ucieszył się, gdy po niego przyszli, a ja byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Niebawem sytuacja się powtórzyła. I znowu. Tłumaczyliśmy właścicielom, że nie powinni zostawiać kota na mrozie cały dzień! Odpowiedzieli, że Charlie uwielbia być na zewnątrz, mieszka na drzewie, łapie ptaki. A Charlie, zmarznięty, wyglądał, jakby oponował: "To nieprawda, ja kocham spać na sofie i wolałbym jeść z mojej miseczki!" Potem rodzina Charliego wyjechała na dłużej i nie zrobiła nic, by zapewnić mu jakikolwiek posiłek bądź schronienie. Ponieważ nasz weterynarz nie zgodził się na umieszczenie Charliego razem z naszymi kotami, zawieźliśmy go do schroniska. Właściciele byli wściekli, gdy poinformowaliśmy ich o tym po powrocie. Oskarżali nas o wtrącanie się, jednak ich postępowanie nadal się nie zmieniło. Mówiliśmy im, że skoro nie chcą być odpowiedzialni za własne zwierzę, to schronisko jest może lepszym rozwiązaniem.
Gdy kolejny raz zawieźliśmy tam Charliego, wspólnie z pracownikami schroniska doszliśmy do wniosku, że kot powinien znaleźć nowy dom. Czułam się okropnie, moje poczucie winy było ogromne. "Właściciele" nie zainteresowali się więcej Charliem, więc po kilku dniach przestałam czuć się jak kryminalistka. Po tygodniu ucieszył nas telefon ze schroniska. Miło było usłyszeć, że Charlie ma już nowy dom, gdzie rodzina z dziećmi będzie rozpieszczać go do końca jego dni.
Uważam, że jako hodowcy kotów powinniśmy czuć się odpowiedzialni za cały rodzaj koci.
Wraz z mężem lubimy oglądać program: "Za drzwiami Actors Studio". W każdym odcinku aktorzy są przepytywani według pewnego schematu, np.: jakie słowo lubisz najbardziej, co cię interesuje, czego nienawidzisz. Ostatnie pytanie brzmi zawsze: "Jeśli Bóg istnieje, co chciałbyś usłyszeć od Niego, gdy spotkacie się w niebie?" Pamiętam odpowiedź Sharon Stone: "Dobrze się spisałaś, moje dziecko".
Czasami wyobrażam sobie, że spotykam różnych legendarnych przodków z czasów Wikingów.
Stoję przed boginią Freyą.
I kiedy patrzę na nią, słyszę:
"Dziękuję za opiekę nad moimi kotami".

Ska

 
Posty: 6073
Od: Sob lut 28, 2004 20:40
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów Górny

Post » Nie lip 25, 2004 14:07

Małpko, daj sobie spokój. Tak, masz rację, na tym forum nie znajdziesz zrozumienia i akceptacji dla swojej postawy. Zwłaszcza, że jesteś już dorosłą osobą, od której można wymagać szerszego spojrzenia na świat niż u dzieci, które z podobnymi poglądami jak Twoje czasem się tu pojawiają. Możesz sobie darować obrażanie się i jakiekolwiek argumenty, bo szansa, że kogokolwiek przekonasz, jest bliska zeru. A tylko się niepotrzebnie denerwujesz, i nas przy okazji.
Obrazek

Bonkreta

 
Posty: 6528
Od: Wto mar 16, 2004 22:22
Lokalizacja: Siemonia (ok. Katowic)

Post » Nie lip 25, 2004 14:47

malpka:D pisze:haha widac ze nie byla sna wsi od kiedy tam jest mnustwo samochodów??

Byłam, mieszkałam, stamtąd pochodzę. Widziałas kiedyś kota z obciętymi przez kombajn łapkami? Se plował na myszki na polu. Widziałaś kiedyś kotka po spotkaniu z młockarnią? Nie było co zbierać. Wiesz ile zastaje z kota po spotkaniu z traktorem? Bardzo niedużo, ale za to szeroko. A wiesz, oco się dzieje z kotkiem, który nie zdązył zwiać psu sąsiada? Możesz sego potem pozbierać. Do kupki. Jesli jest co zbierać.
Na wsi jest wystarczająco dużo samochodów i maszyn rolniczych. I niestety ludzi, którym obojętny jest los kotów. Są, bo zawsze były. Sterylizacja? A po co? Niech rodzi. To samo dotyczy psów. Pies ma pilnowac obejścia. Pół biedy, jeśli ma się gdzie schronić i co pic. Takie są uroki polskiej wsi.


Mam 2 koty które mają już 9 lat!! A małe kotki rozdaje znajomym i mają się wspaniale :D
Mają DOPIERO 9 lat. Koty żyją do 20 lat.


po pierwsze nie dziecko bo mam 19 lat moja droga!! I sama wiem co jest najlepsze dla moich kotów!!
Wybacz, Twoje wypowiedzi trącą nieco dziecinnymi zachciankami, ale śadzą, że to z raci niewiedzy dlatego dziewczynom się pomyliło nieco. Na pewno uważasz, że wiesz, co d tego nie ma wątpliwości. Ale możesz poprawić im byt i tym samym pomóc równiez inym kotkom z okolicy. Myślę, że masz ku temu predyspozycje i warto się nad tym zastanowić.


Żałuje ze zamiescilam tu ogloszenie mialam nadzieje, że moja kotki znjadą tu kochajacych włascicieli jestem pewna, że wiele osób z tego fotum jest tego samego zdania co ja i na pewno bardzo kocha swoje kociaki
Koty z forum maja bardzo kochajcych właściceli a osoby z tego forum zbyt często spotykją się z kocią biedą, mordowaniem kociąt i znęcaniem się nad nimi by podzielać Twoje zdanie. Rozejrzyj się po forum. Setki kociąt, zagłodzonych, zabiedzonych, które doświadczyły okrucieństwa człowieka szuka domu. Zbyt wcześnie pozbawione matki licza w zasadzie tylko na ludzi.


Nie dalabym kota w twoje rece wiedzac ze pewnie nie bedzie wypuszczane na podwórki z tego powodu, że nie bedziesz chciała aby zatruło się KOCIA TRAWĄ :?
A ja bym oddała. Bo mam pewnośc, że nie narazi kota na niebezpieczeństwo, na śmierć lub chorobę.
Skąd pomysł o zatruci kocią trawą? Czy wiesz, co to jest kocia trwa? Czy wiesz, że Twoje koty skubią dokładnie tą samą zieleninę na polach?

I , że nie bedzie mogło żyć jak prawdziwy kot polując i robiąc wiele innych rzeczy nie wiesz, że każdy kot chodzi własnymi drogami i, że nie można go za wszelka cene ubezwłasnowolnić??!
Kot ubezwłasnowolnić nie można. Można mu dać wolność - w mieszkaniu, gdzie może się wspinać, bawić, jeść, być pieszczonym i doglądanym. Kot chodzi własnymi drogami, owszem. Mój najchętniej zachodzi do wanny. Z dzika rozkosza poluje na myszki. Codziennie morduje muchy. Nie wygląda na nieszcześliwego. Wystarczy troche wiedzy. Nikt nie każe Ci zamykać Twoich kotów - są przyzwyczajone do dotychczasowego trybu życia. Możesz za to im pomóc, możesz zadbać o nie i ich bezpieczeństwo. Możesz oszczędzić im bólu zapładniania i wysiłku w ciąży i przy porodzie. Kotka nie pragnie macierzyństwa. Do rozrodu pcha ją wyłącznie instynkt. Po odchowaniu kociąt większośc kotek zaczyna je tłuc i przeganiać. Kończy się czas, kiedy instynkt każe im odchowac potomstwo. Kotka która nieurodzi, nie posiada instynktu macierzyńskiego, który pojawia się w chwili porodu. Czasem się nie pojawia :roll: Zdaża się.


Teraz inne pytanie -tak z ciekawości. Czy Twoje koty sa szczepione? Na co?

Myszka.xww

 
Posty: 28434
Od: Sob lip 20, 2002 18:09
Lokalizacja: Krakoff

Post » Nie lip 25, 2004 15:40

malpka:D pisze:Nie dalabym kota w twoje rece wiedzac ze pewnie nie bedzie wypuszczane na podwórki z tego powodu, że nie bedziesz chciała aby zatruło się KOCIA TRAWĄ :? I , że nie bedzie mogło żyć jak prawdziwy kot polując i robiąc wiele innych rzeczy nie wiesz, że każdy kot chodzi własnymi drogami i, że nie można go za wszelka cene ubezwłasnowolnić??!


Trzymajcie mnie, proszę, trzymajcie bo nie wiem ile jeszcze wytrzymam z zamkniętą gębą a jak ją otworzę to mogę wylecieć z forum za nieodpowiednie zachowanie (ja zazwyczaj jestem bardzo spokojna i cierpliwa) :roll:
Obrazek Obrazek

sabianka

Avatar użytkownika
 
Posty: 4668
Od: Śro lis 26, 2003 18:34
Lokalizacja: Rybnik

Post » Nie lip 25, 2004 15:51

Wiem co to jest kocia trawa chodziło mi o to ze ona pewnie jest tak wyczulon an apunkcie kota ze nawet nie pozwoliłaby mu jej tknac!!

malpka:D

 
Posty: 15
Od: Nie lip 25, 2004 10:58
Lokalizacja: Przyszowice(Śląsk)

Post » Nie lip 25, 2004 16:01

Wiem co to jest kocia trawa chodziło mi o to ze ona pewnie jest tak wyczulon an apunkcie kota ze nawet nie pozwoliłaby mu jej tknac!!


Kocia trawke najczesciej hodujemy sami, w domu, zeby kot sobie pochrupal i nie zatkal sie wlosami.
A to czy jestesmy przewrazliwieni na punkcie kotow czy nie, to nasza sprawa. Wole przewrazliwienie niz obojetnosc lub beztroske.

Na tym forum nie znajdziesz poparcia dla swojej wesolej hodowli.

moni_citroni

 
Posty: 6548
Od: Czw sty 23, 2003 19:17
Lokalizacja: Europa ;)

Post » Nie lip 25, 2004 16:06

ona moja droga nie jest przeczulona . moje kicie miały kocią trawke ale nie jadły, nie sa tez ubezwłasnowolnione , naprawde moga robic co chcą chyba ze to moze zagrozic ich bezpieczeństwu

nigdy tez nie dawałabym kotu to samo jedzenie co psu , one potrzebuja jesc co innego, poczytaj sobie moze cos na ten temat

kotków małych faktycznie nigdy nie miałam , bo nie chce szukac opiekunów wszedzie gdzie sie da , mozna oddac wtedy w naprawde kiepskie ręce

moje kotki sa w dobrej kondycji , wyglądają na zadowolone i co najważniejsze sa bezpieczne

tobie podsune propozycje bo widze ze lubisz maluszki i macieżyństwo ci sie podoba - moze sam spróbujesz co roku urodzic sobie dzidziusia
i wtedy sobie porozmawiamy raz jeszcze

jak na 19-latke pstro masz jeszcze w głowie
mam nadzieje ze kiedys dorosniesz

a moje kotki pochodzą własnie od ludzi którzy nawet nie zainteresowali sie co sie z kotkami po oddaniu dzieje
Ostatnio edytowano Nie lip 25, 2004 16:11 przez NattyG, łącznie edytowano 3 razy

NattyG

 
Posty: 2843
Od: Nie cze 20, 2004 15:20

Post » Nie lip 25, 2004 16:08

Małpko- mam dwa niewychodzące koty. Oczywiście- kastrowane. Oczywiście- mają balkon, szczelnie obudowany siatką, która chroni je przed zasmakowaniem "wolności", psich zębów, kół samochodów, czy "zabaw" nudzących się dzieci. Oczywiście- na balkonie mają trawę. I mają siebie nazwajem- do towarzystwa i zabawy.
Są zdrowe, bezpieczne, dopieszczane, dobrze żywione, pod troskliwą opieką weretyneryjną.

To, ze zyją własnie w taki sposób wynika z moich smutnych, dawniejszych doświadczeń :( Straciłam moją kochaną, wychodzącą kotkę. Strasznie tego żałuje. Nie musiałam się nauczyc az takim kosztem. Ale stało się i nie zamierzam juz nigdy powtarzac tego błedu.

Niemniej- jesli Twoje koty sa przyzwyczajone do wychodzenia, a otoczenie jest (Twoim zdaniem :roll:) bezpieczne- to niech wychodzą.
Twoj wybór.

Natomiast pozwolenie im na bezmyslne, ciągłe rozmnażanie się- to nieodpowiedzialność i nie usprawiedliwia jej ani miejsce zamieszkania, ani nic innego.
Zdanie, ze sterylka- to nienaturalna interwencja- jest (daruj) bzdurą.
Sama tez zamierzasz podejść "naturalnie" do kwestii własnego macierzyństwa, bo "kiedys tak było"? 8O
Zwierze nie ma takiego wyboru jak Ty. Nie ma możliwości decydowac
świadomie czy chce czy nie chce się rozmnażac. Działa wyłącznie tak, jak kaze mu instynkt.
Dlatego to obowiązkiem opiekuna zwierzęcia jest zadbac o to, zeby nie rozmażąc bezmyslnie zwierząt, jesli w chroniskach są setki tysięcy biedaków, które daremnie czekają na dom. Chcesz miec małe kotki- przygarnij schroniskowe, odchowaj, znajdz im domy.
A swoje kotki wysterylizuj- KONIECZNIE. Oddasz im przysługę- nie tylko oszczędzisz im trudów ciąży i porodu, ale tez zapobiegniesz wielu chorobom, na które zapadają niesterylizowane kotki...

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39231
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Nie lip 25, 2004 16:13

Olat pisze:Niemniej- jesli Twoje koty sa przyzwyczajone do wychodzenia, a otoczenie jest (Twoim zdaniem :roll:) bezpieczne- to niech wychodzą.
Twoj wybór.

Natomiast pozwolenie im na bezmyslne, ciągłe rozmnażanie się- to nieodpowiedzialność i nie usprawiedliwia jej ani miejsce zamieszkania, ani nic innego.
Zdanie, ze sterylka- to nienaturalna interwencja- jest (daruj) bzdurą.
Sama tez zamierzasz podejść "naturalnie" do kwestii własnego macierzyństwa, bo "kiedys tak było"? 8O
Zwierze nie ma takiego wyboru jak Ty. Nie ma możliwości decydowac
świadomie czy chce czy nie chce się rozmnażac. Działa wyłącznie tak, jak kaze mu instynkt.
Dlatego to obowiązkiem opiekuna zwierzęcia jest zadbac o to, zeby nie rozmażąc bezmyslnie zwierząt, jesli w chroniskach są setki tysięcy biedaków, które daremnie czekają na dom. Chcesz miec małe kotki- przygarnij schroniskowe, odchowaj, znajdz im domy.
A swoje kotki wysterylizuj- KONIECZNIE. Oddasz im przysługę- nie tylko oszczędzisz im trudów ciąży i porodu, ale tez zapobiegniesz wielu chorobom, na które zapadają niesterylizowane kotki...


podpisuje sie pod tym "obiema rencami"

NattyG

 
Posty: 2843
Od: Nie cze 20, 2004 15:20

Post » Nie lip 25, 2004 16:24

Ja mam w domu trzy male kociaki - znajdki, ktorym szukam DOBREGO domu. Takiego, w ktorym nie beda rozmnazane. Gdzie beda mialy dobra opieke, nie beda wychodzily, okna beda zabezpieczone, beda pod opieka dobrego weterynarza i bede mogla sprawdzac, jak sie maja.

Co sie dzieje z tymi kociakami, tymi 20 miotami, ktore wydalas znajomym? Ile z nich jeszcze zyje?

To jest wlasnie o odpowiedzialnosci...

Mam okazje obserwowac te "moje" maluchy codziennie i moge Cie zapewnic, ze zachowuja sie jak normalne szczesliwe kociaki, mimo ze zamkniete sa w mieszkaniu.

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Nie lip 25, 2004 18:41

Małpko, krótkie cztery pytania, które wszystko powinny wyjasnić.
1. jak czesto je odrobaczasz i kiedy to zrobiłas ostatni raz?
2. Kiedy były ostatnio odpchlane( pcheł kot moze nałapac od kur, na przykład...)
3. czy były w ciągu ostatniego roku szczepione i czy szczepisz nowe mioty kociąt, które sie rodza z twoich kotek?
4. Czym i ile razy dziennie karmisz swoje koty?
.
.
.
.
.
.
.
.
.I co, nadal twierdzisz, ze dbasz o swoje koty? :twisted:
www.fundacjafelis.org
na FB: Foondacja Felis
KRS 0000228933 - podaruj nam 1%

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

Post » Nie lip 25, 2004 18:56

Coz - pracuje poza Warszawa, w osrodku znajdujacym sie w malej wsi.
Nie zlicze juz ile widzialam potraconych kotow - i na szosie i na bocznej, zwirowej uliczce.
W ten czwartek byl to czarny kot a w piatek - piekny mlody pregus podbity zlotem. Ten drugi mial pecha - nie zginal od razu.
Sa to koty ktore widze - te ktore zginely od razu lub nie byly w stanie uciec z miejsca wypadku. Nie zlicze tych ktore ostatkiem sil zwlekly sie z ulicy (na co moze liczyc wiejski kot nawet jesli okaleczony dotrze do domu?) lub osoba ktora je potracila - jakims cudem zatrzymala sie i zabrala albo okaleczonego albo zwloki.
Srednio raz w miesiacu slysze ze ktos z osob miejszkajacych w okolicznych wsiach i dojezdzajacych samochodem - potracil kota. I jeszcze sie czasem pocieszaja - ze kot uciekl, na pewno nic mu nie bylo. Ciekawe jakim cudem.

Jak ktos chce - mieszkajac w takim miejscu wypuszczac kota - jego sprawa. Ja tylko temu kotu zycze zeby jakby co - zginal od razu. A nie umieral na poboczu lub nie mogac zwlec sie z jezdni - patrzyl z przerazeniem w swiatla nadjezdzajacych samochodow :(

Mowisz ze znalazlas domy dla 20 miotow. Jak myslisz - skad bralo sie miejsce dla nich? Ile z tych kotow jeszcze zyje?

Blue

 
Posty: 23416
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Nie lip 25, 2004 19:01

Blue pisze:Coz - pracuje poza Warszawa, w osrodku znajdujacym sie w malej wsi.
Nie zlicze juz ile widzialam potraconych kotow - i na szosie i na bocznej, zwirowej uliczce.
W ten czwartek byl to czarny kot a w piatek - piekny mlody pregus podbity zlotem. Ten drugi mial pecha - nie zginal od razu.
Sa to koty ktore widze - te ktore zginely od razu lub nie byly w stanie uciec z miejsca wypadku. Nie zlicze tych ktore ostatkiem sil zwlekly sie z ulicy (na co moze liczyc wiejski kot nawet jesli okaleczony dotrze do domu?) lub osoba ktora je potracila - jakims cudem zatrzymala sie i zabrala albo okaleczonego albo zwloki.
Srednio raz w miesiacu slysze ze ktos z osob miejszkajacych w okolicznych wsiach i dojezdzajacych samochodem - potracil kota. I jeszcze sie czasem pocieszaja - ze kot uciekl, na pewno nic mu nie bylo. Ciekawe jakim cudem.


.......

Jak ktos chce - mieszkajac w takim miejscu wypuszczac kota - jego sprawa. Ja tylko temu kotu zycze zeby jakby co - zginal od razu. A nie umieral na poboczu lub nie mogac zwlec sie z jezdni - patrzyl z przerazeniem w swiatla nadjezdzajacych samochodow :(

Mowisz ze znalazlas domy dla 20 miotow. Jak myslisz - skad bralo sie miejsce dla nich? Ile z tych kotow jeszcze zyje?
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie lip 25, 2004 20:36

Małpko u mnie okociła się kotka sąsiadki. Miała 3 kocięta których nikt nie chciał. Zostały u mnie razem z matką. 2 miesiące temu razem z Happy znalazłyśmy kotkę z czterema kociętami. Kotka właśnie "korzystała" z uroków macierzyństwa. Chuda jak patyk, potwornie zarobaczona musiała wykarmić 4 maluchy. Dzieki Happy wszystkie maluszki mają domy. Matka jest na razie u mnie. Wiesz ile wysiłków kosztowało Happy wyszukanie dla nich dobrych domów? Że nie wspomnę o kosztach leczenia. Wszystkie były chore. Happy ma 3 swoje koty niedawno przygarnęła pięciodniowego maluszka. Wykarmiła go butelką.
Dlatego na tym forum nie znajdziesz poparcia dla bezmyślnego rozmnażania kotów. Ja dałam Ci tylko dwa przykłady. Poczytaj posty innych forumowiczek. Zobaczysz ile kociego nieszczęścia jest naokoło.
I nie mów o radości macierzyństwa. Kotki maja instynkt który każe im karmić, chronic i opiekować sie maleństwem. Nie ma to nic wspólnego z cieszeniem sie z "mania" kociąt.
Moje koty sa niewychodzące. Są wykastrowane. Zdrowe. Szczęśliwe.
Twoim życze tego samego.

aguś

 
Posty: 2594
Od: Czw sty 29, 2004 20:51
Lokalizacja: Cz-wa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, jukatlu i 198 gości