Niedawno wraz z futerkami przeprowadziliśmy się. Niestety, Mruczek zniósł to źle i zastanawiam się nad wspomożeniem biednego znerwowanego kotełka feromonami. Oraz nad wspomożeniem własnych nerwów, bo parę razy wykonał mi już w nowym mieszkaniu takiego znikota, że historia z pierwszej strony
tego wątku to małe miki. Po prostu kot od czterech dni siedzi wciśnięty w ciemny kąt, wyłazi tylko w nocy do kuwety i coś zjeść. Biedactwo.
Chciałabym zapytać, czy lepiej zainwestować w Feliway z dyfuzorem czy w sprayu. Jak często używać? Czy dyfuzor ma być włączony na stałe, czy np. tylko w ciągu dnia, bo w nocy kot jakoś dochodzi do siebie? Czy zastosowanie dodatkowo obróżki feromonowej bardzo zmieniłoby sytuację? (Pomijając aspekty finansowe, samo zakładanie obróżki półdzikiemu kotu, który z zasady nie pozwala się dotknąć, może być wyzwaniem).
Niestety, oprócz samej przeprowadzki kota czeka w ten weekend nowy stres - wprowadzają się współlokatorzy. Mądrzy, zwierzolubni, rozumiejący konieczność nieotwierania okien, póki nie ma siatek (będą w ten weekend prawdopodobnie) itd. Niemniej jednak - dwoje obcych ludzi na Mruczkowe skołatane nerwy. Help!
Komorebi po pierwszym okresie siedzenia pod kanapą/za szafą zwiedziła teren i zachowuje się normalnie. Na widok współlokatorów (na razie kapią z rzeczami) jeszcze się chowa, ale ona tak ma, że z początku jest nieśmiała, więc się nie obawiam.