hanelko, napisz coś kiedyś, o nim.. Bo wasza historia jest niezwykła, pełna determinacji i miłości, oddania. Bardzo mi przykro..
Najgorsze będą poranki, kiedy zabraknie go w kuchni, plątającego się pod nogami wśród kociego poruszenia
I noce, wiem że hanelka lubiła nocne spacery, ja też, chociaż czasem wymagało to wygrzebania się z ciepłego mieszkania na chłód
I brak Sosera w domu..
Soser skradł też kawałek mojego serca.. zabrał kilka jego centymetrów sześciennych ze sobą
Przyłapałam się już nie raz,że opowiadając o nim znajomym, czy to w tym roku czy w poprzednich latach,że nazywałam go 'moim warszawskim psem'. Spędziliśmy razem pięć tygodni,pierwsze dwa w 2013 roku,tydzień w 2014, kolejne dwa w tym
Na początku, choć to brat łata całego świata,musieliśmy się dotrzeć. Zwłaszcza w tym razem.. Mam wrażenie, że w pierwszych dniach Soser mnie testował, wystawiał na próbę, walczył ze mną, buntował się, nie chciał współpracować; ale ja wiedziałam, że nie możemy niczego pominąć: leków, insuliny, śniadania, kolacji. Nie mogłam odpuścić. Soser,widząc moje - choć czasem łzawe i na granicy poczucia bezsilności - zdecydowanie i niemalejący upór,uznał mnie w końcu za przyjaciela, za swoją wspólniczkę, zaufał mi; potem było łatwiej, potem już żartowaliśmy,jakim jesteśmy 'cudownym, mądrym, grzecznym psem'
Ale nie zapomnę jak drżałam o niego momentami.. o niego, jego cukier,jego apetyt.
Jak niekiedy powstrzymywałam się,by nie sięgać po pasek do glukometru co pięć minut
I któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy oboje w różnych kątach pokoju i próbowaliśmy oboje udawać, że się nie boimy
Rozmów z Panią Małgosią, że mogę dzwonić do niej o każdej porze,gdybym potrzebowała pomocy
Czyszczenie mu futra na brodzie, wiecznie ufifranego, mówiłam mu wtedy, że wstyd,że taki duży pies z niego
Jak Bodzio na tych swoich trzech łapkach czuwał przy Soserze, a Antośka przytulała do futra
No i jak w windzie przyklejał czasem nos do szyby, szorując nim aż do szóstego piętra
Śmieszne było w nim też to, że próbował udawać,że wcale nie śpi na kanapie... i jeszcze jak,wiedząc że zaraz będzie kłucie, udawał, że nie ma ucha
I jak dawał sobie wejść na głowę kotom,był tak łagodny. Tego, jak wbił się w za małe kocie posłanie, bo koty zajęły mu miejsce
Jego oczu, które próbowały nadążyć za słabnącym słuchem, choć nie zawsze mu to wychodziło i czasem głowę miał skierowaną lekko w innym kierunku
Żegnaj mój warszawski psie
Hanelka bardzo Cię kochała
Jeśli jest gdzie coś dalej, jeśli spotkasz Korę- pozdrów ją
Przepraszam, jeśli Was tylko bardziej zasmuciłam.. Odejście Sosera jest smutne, dla hanelki myślę, że piekielnie
Ale miał dobre życie, wspaniałą opiekunkę, hanelka podarowała mu miłość o jakiej marzy niejeden pies, hanelko - pozdrawiam..