Moi Drodzy !
Na początku września ubiegłego roku, przygarnęłam z podwórka starszego kociaka w bardzo ciężkim stanie. Cały czas się ślinił ( miejscami również ropą i krwią) , jego futro było od tej śliny bardzo posklejane, zęby w fatalnym stanie, nadżerka na języku wielkości paznokcia małego palca, uszy brudne, przeraźliwa biegunka i równie przeraźliwa chudość. Miałam już wówczas swoje własne 4 koty, w tym jednego maluszka i nieco wahałam się nad zabraniem tego obrazu nędzy i rozpaczy do domu, ale koniec końców empatia zwyciężyła nad rozumem, wzięłam go na ręce i w tym samym momencie zaprosiłam do swojego życia.
Przez pierwsze tygodnie był odizolowany na balkonie (mój balkon jest zabudowany - wystawiłam mu posłanie, kuwetę, miski, nie miał tam źle).
Przez ten czas miał zrobione badania na FIV i FELv - oba wyszły negatywnie - oraz ogólne badania krwi, które według weterynarza wykazały tylko tyle, że w organizmie jest jakiś stan zapalny i padła diagnoza: plazmocytarne zapalanie dziąseł. Została mi zaproponowana operacja wyrwania tych ząbków, ale jako że miałam wówczas naprawdę patową sytuację finansową, musiałam odwlec tą operację w czasie i tymczasowo koteł przyjmował sterydy. Kuracja sterydowa trwała około 5 tygodni. W tym czasie udało mi się zorganizować 400zł na zabieg i chcąc ustalić jego termin usłyszałam, że aktualnie jest to niemożliwe, ponieważ zwierzak jest w zbyt ciężkim stanie i pierw trzeba go trochę podleczyć. W tym samym czasie weterynarz zaprzestał kuracji sterydowej, twierdząc że sterydy niszczą układ odpornościowy, który jest mu teraz bardzo potrzebny. Zapisał witaminy "Immunodol Cat" i w sumie na tym mogłabym zakończyć, bo nic od tamtego momentu nie poruszyło się do przodu.
Futrzak nadal cierpi przez ból dziąseł i nadżerkę (ma problemy z jedzeniem, najchętniej wcina surowiznę), jest chudy (lekko ponad 3 kg), lecz ma ogromny brzuch.
Cały czas ma masakryczną biegunkę - dosłownie czego nie zje, od razu idzie do kuwety i oddaje w postaci brązowej cieczy. W tej biegunce od czasu do czasu pojawia się śluz. Był odrobaczany w przeciągu tego roku 4 razy, bo wet podejrzewał obecność tasiemca, także zarobaczenie jest wykluczone.
Kolejny problem to wyłysienia - początkowo były 2 przy ogonie, teraz jest ich już 8 na całej długości jego mikrego ciałka.
Weterynarz podejrzewał, że to uczulenie na pchły, ale po dwukrotnym odpchleniu, dokładnym wyczesaniu i sterylnym wysprzątaniu mieszkania, nie zniknęły.
Pojawiło się więc podejrzenie grzybicy lub świerzba. Nie wierzyłam w to, bo przecież wielokrotnie trzymałam go na rękach, miał styczność z moimi zwierzętami, na pewno byłyby już pozarażane... Ale dla proformy zrobiliśmy testy, których wynik oczywiście był negatywny.
Mimo to dostałam zalecenie kąpieli w nizoralu, który rzeczywiście odrobinę poprawia sytuację tych wyłysień, ale z kolei te kąpiele są dla samego kota tak traumatycznym przeżyciem, że przez 2 kolejne dni nie chce nic jeść, ani pić, na co nie możemy sobie pozwolić przy takiej biegunce...
W międzyczasie pojechałam z kotem zasięgnąć opinii u trzech innych weterynarzy. Jeden z nich - totalny konował - w ogóle nie słuchał tego co do niego mówię, kazał powtarzać badania, których miałam świeże wyniki, zalecił podawanie kotkowi wyłącznie suchego pokarmu, podczas gdy ma problemy ze zjedzeniem głupiej parówki. :/
Dwóch innych weterynarzy patrzyło na niego i rozkładali ręce - nijak nie wiedzieli jak go poskładać - z czego jeden z nich otwarcie powiedział, że kot nadaje się jedynie do uśpienia.
Chciałabym zapytać jak Wy, doświadczeni kociarze, widzicie to wszystko. Wiem, że nie jesteście weterynarzami i nie postawicie mi diagnozy, nie wystawicie recepty na sukces, ale może podpowiecie na podstawie własnych doświadczeń, w którą stronę dalej zmierzać...?
Na koniec dodam tylko, że bardzo kocham tego rudego wariata.
Jest kotem niesamowitym, takim pro ludzkim, z ogromną wolą walki...
Pokonaliśmy już jego depresję i mamy siłę, aby pokonać wszystkie inne dolegliwości, przeszkody.